niedziela, 29 stycznia 2017

To już historia 2

Jesień minęła dość szybko, a kolorowe, spadające listki ustąpiły miejsca białym, misternym płatką śniegu, spadającym powoli z nieba. Nastała zima, choć mroźna, to jednak pełna jaskrawego słońca.
Draco i Hermiona siedzieli w swoim stałym miejscu, na moście, obok wielkiego, starego dębu na skraju puszczy. Brązowowłosa czytała właśnie w skupieniu potężną książkę, a Draco posyłał w stronę strumienia pod nimi coraz to nowsze serie kamieni, raz po raz zerkając na szatynkę siedzącą u jego stup, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno nic jej nie jest.
W końcu dziewczyna zamknęła księgę i spojrzała na chłopaka. Podniosła się i oparła się lekko o barierkę obok niego. Kamień zamarł w ręku blondyna.
- Severus nie jest ze mnie zadowolony. - wyznał w końcu, przymykając lekko oczy, jakby próbował odpędzić od siebie jakąś wyjątkowo przykrą myśl.
- Skąd to wiesz?
- Sam mi to powiedział.
Szatynka uniosła brwi i odwróciła do niego głowę, ale Ślizgon pokręcił głową, dając jej znać, żeby nie drążyła tematu. Stali tak chwilę w ciszy, aż znów odezwał się chłopak.
- W sumie chrzanić Nietoperza - zaśmiał się. - Mów lepiej jakie książki udało ci się zwinąć z biblioteki biszkopciku.
Hermiona zaśmiał się szczerze. Tylko Draco tak ją nazywał.
- Ja... przecież takie milutkie dziewczynki jak ja nie kradną. - zaprotestowała z niewinną miną, ale chłopak nie dał się zwieść.
- Musisz je dobrze ukrywać - powiedział poważnie ważąc w ręce ogromny tom. - Gdyby coś ci się stało...
- Jeszcze nie zamierzam umierać. - zażartowała zabierając mu książkę i pakując ją z uśmiechem do torby.
Zaśmiał się.
- Wyślij mi zaproszenie w razie zmiany planów.
Takie żarty były bardzo popularne w ostatnim czasie w Hogwarcie, zwłaszcza wśród uczniów ostatnich klas. Nikt nie wiedział czy jutro nie straci życia, a najlepszą metodą na nie zwariowanie z niepokoju było obrócenie wszystkiego w żart. Tak właśnie wyglądał cichy sprzeciw uczniów szkoły magii wobec terroru Voldemorta.
- Jak bym w ogóle śmiała cię nie uwzględnić! - zaśmiała się przybierając na pozór poważny wyraz twarzy. - Osobiście kazałabym napisać na twoim zaproszeniu: Dla Dracona, człowieka, który utknął w tym samym gównie co ja.
Draco wybuchnął śmiechem.
- Co w takim razie powiesz na przedśmiertnego buziaka?
- Oooo ty, przejrzałam twoje plany! Chcesz mnie przeciągnąć na złą stronę! Mnie, niewinną, bezbronną dziewczynkę! - spojrzała na niego spod pół przymkniętych powiek. - Ale w sumie... co mi tam!
Nachyliła się do niego szybko, a Ślizgonowi zaświeciły się oczy. Już miał dotknąć wargami jej ust, kiedy szybko przechyliła głowę i cmoknęła go w policzek. Zerwała się ze śmiechem i zaczęła uciekać. Blondyn siedział jeszcze przez chwilę w szoku dotykając jeszcze ciepłego miejsca na swoim policzku, po czy także się podniósł i rzucił w pogoń za dziewczyną.
- Nie uciekniesz mi biszkopciku na tych swoich krótkich nogach! - zawołał za nią przyśpieszając, a do jego uszu dotarł radosny pisk.
Dogonił szatynkę i złapał ją od tyłu. Upadli razem na zieloną trawę, a on przetoczył się tak, że zawisł nad Gryfonką oparty na rękach. Hermiona próbowała się wyrwać ze śmiechem, a kiedy uznała, że to bezsensowne, spojrzała na niego z uśmiechem na ustach i rumieńcami na policzkach od wysiłku.
- I cóż teraz ze mną zrobisz? - zapytała teatralnie dramatycznym tonem.
- Jesteś strasznie denerwująca, wiesz?
- Idź do sklepu i poproś o nowy model - odparła znawczo. - Powiedz, że potrzebujesz mniej niesfornej przyjaciółki.
Uśmiechnęła się szeroko. Prychnął. Na twarzy miał uśmiech, ale w jego oczach można było dostrzec głęboko skrywaną tęsknotę, żal i niezmierzoną miłość. Kąciki jego ust drgnęły ku górze.
- Chyba tak zrobię. - oznajmił i bez ostrzeżenia opadł na jej wątłe ciało, tym samym przygniatając wciąż śmiejącą się dziewczynę.

***

Wrócili do szkoły i od razu skierowali się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Jak najciszej przedostali się na siódme piętro i chwilę później stali już przed portretem Grubej Damy.
- Kajmakowa Tarta. - powiedziała Hermiona i razem z Draconem przeszli przez obraz.
W szkarłatno złotym salonie jak zawsze było tłoczno i panował gwar. Prawie nic nie zmieniło się tu od czasu, kiedy pierwszy raz przekroczyła jego próg... poza tym, że wtedy towarzyszyli jej Harry i Ron, a teraz szła ramię w ramie z Draco Malfoy'em, przez co w ich stronę wciąż odwracał się wiele głów. Prawdą jednak było, że Ślizgon stał się już stałym bywalcem w wieży gryfonów. Na początku wiele osób wzdragało się przed wpuszczeniem wroga na swoje terytorium, ale pod naciskiem Hermiony i oni nauczyli się tolerować blondyna.
Hermiona zdjęła przemoczony płaszcz i położyła go przed kominkiem, po czym usiadła na pobliskim fotelu. Draco zrobił to samo, tyle że on postanowił usadowić się na podłodze pod szatynką, plecami do kominka. Trwali tak, we względnej ciszy. Gryfonka rozmyślała o czymś intensywnie, a Ślizgon bawił się bezwiednie srebrną zawieszką zawieszoną na szyi.
- Na pewno nie jest ci zimno? - zapytała po dłuższej chwili dziewczyna patrząc na blondyna z troską w oczach. - Mogę przynieść ci ten t-shirt, który ostatnio zostawiłeś.
Chłopak spojrzał na swoją przemoczoną bluzkę i machnął ręką.
- Nie trzeba, zaraz się wysuszy.
- W sumie i tak miałam ci go oddać.
- Niech zostanie u ciebie. Może jeszcze się kiedyś przyda. - powiedział i mrugnął do niej łobuzersko, za co dostał po głowie.
- Czy ty naprawdę nie umiesz być choć chwilę poważny? - zapytała ze śmiechem i rozejrzała się dookoła, żeby zobaczyć, czy ktoś jeszcze usłyszał ich wymianę zdań.
Aż niedobrze jej się robiło, kiedy widziała te wszystkie maślane oczy wlepione w Malfoy'a. Że też tym wszystkim dziewczyną zależy tylko na jednym. Prawda, Draco był przystojny, ale żeby od razu robić z niego jakiegoś boga, to chyba lekka przesada!
- Wiesz, że te wszystkie dziewczyny tylko czekają żebyś zaciągnął je do łóżka? - zapytała wyrywając go z zamyślenia.
Rozejrzał się dookoła i wzruszył ramionami.
- Wiesz, że one mnie nic nie obchodzą.
- Wiem, wiem. Czekasz na tę swoją tajemniczą wybrankę, która jest wśród nas, ale o której jeszcze nic mi nie opowiedziałeś.
Zaśmiał się.
- Uwierz mi, znasz ją lepiej niż ja.
Zamyśliła się na chwilę.
- Słuchaj, jeśli to któraś z gryfonek, to mogę cię przedstawić...
- Nie - powiedział z naciskiem wpatrując się w ogień. - Jeśli mamy być razem ona sama musi to zauważyć.
Nie odpowiedziała nic, tylko usiadła razem z nim na podłodze i wtuliła się w niego mocno. Razem patrzyli w buchający coraz wyżej ogień.

***

- McGonagall oczekuje od nas czegoś niemożliwego. - brunet oparł łokcie na stole i spojrzał Hermionie prosto w oczy. - Ale nie mamy wyboru. Mówi, że to ostatni element układanki.
- Rozumiem. Jaki mamy plan, Mike?
Przetarł dłońmi oczy.
- Działamy jak zawsze. Niestety Carrowowie chyba czują, że coś się święci i coraz częściej patrolują bibliotekę. Ten wolumin jest w starym dziale Ksiąg Zakazanych. Dodatkowo jest chroniony zaklęciami, aby nikt naszego pokroju nie spróbował się do niego dobrać.
Uśmiechnęła się łobuzersko.
- Ale my damy radę?
- Dokładnie.
Chwila ciszy.
- Kiedy?
- W swoim czasie. Na razie musimy się przygotować, dokładnie to przemyśleć i zaplanować i dowiedzieć się trochę więcej o tej książce.

***
Krew, dużo krwi. I szkło. Dużo szkła.
Kocham Cię. To chciał powiedzieć za każdym, być może ostatnim razem, kiedy znajdowali się w takiej sytuacji. Ale mimo tego, jak zawsze z jego ust wyszło tylko:
- Potrzebujemy więcej bandaży Hermiono!
Spojrzała na niego bezradnie, umazana czerwoną cieczą. Ale to przecież nie jej krew- pomyślał. - Nie masz się czego obawiać, nic jej nie jest.
- Musimy go stąd zabrać Draco. Jeśli Carrowowie przyjdą zobaczyć co się tu dzieje...
- Ale on zaraz się wykrwawi! Zresztą oni dobrze wiedzą co się tu dzieje! Pewnie nie gorzej orientują się nawet kto to zrobił. Po prostu rób swoje Hermiono.
Kiwnęła głową i zaczęła rzucać na krwawiącego chłopca skomplikowane zaklęcia. Draco patrzył na nią chwilę jak zahipnotyzowany dopóki przyniesione bandaże nie stuknęły go w głowę. Otrząsnął się i zaczął nimi owijać rany oczyszczone przez zaklęcia Hermiony.
Znajdowali się na błoniach. Wiał lekki wiatr, od którego kołysały się drzewa, a słońce chyliło się ku zachodowi. Wspaniała sceneria do pięknego, długiego życia. Można by się było zestarzeć patrząc na krajobraz tego miejsca. Ale rzeczywistość była brutalna. Otóż coś makabrycznego burzyło spokój. Trawa nie była zielona, a szkarłatna od posoki. A nad umierającym chłopcem klęczało dwoje ludzi.
- Jak to się stało? - dobiegło pytanie z niewielkiego tłumku gapiów patrzących na tę scenę.
Ktoś równie anonimowy odpowiedział na nie.
- Po prostu wypadł z okna. Miał szczęście, że ktoś tu był i złagodził upadek zaklęciem.
- Nie wieżę, że od tak oparł się o szybę i zleciał.
- Nikt w to nie wieży. Ale tak to już jest, że czasami ludzie po prostu znikają.
Hermiona wykończona otarła ręką czoło. Draco jako tako owinął rany chorego i oboje z Hermioną spojrzeli na siebie.
Chciał ją pocałować, żeby łzy lecące po jej policzkach nie skapywały na ziemię, ale wiedział, że się nie zgodzi. Obiecał sobie, że już więcej nie zapyta.
- Już po wszystkim. - powiedział więc tylko.

***
- To bardzo śmieszne. - stwierdziła nagle Hermiona siedząc oparta o tors Draco w cieniu wielkiego dębu.
- Co cię bawi?
- Ten żart, który mi wczoraj opowiedziałeś. Uważam, że był śmieszny.
Przewrócił oczami.
- Jesteś niemożliwa. Znam tylko jedną osobę która bawi mnie jeszcze bardziej niż ty, a jest nią Diabeł.
- Mam nadzieję, że to był komplement.
- Absolutnie.
Siedzieli w ciszy, Draco obmyślał nową taktykę na następny mecz Quidditcha bezwiednie głaszcząc ramię opartej o niego Hermiony, a dziewczyna w zamyśleniu czytała nowego Proroka.
- Twój ojciec się wypowiada. Mówi bardzo ciekawe rzeczy.
- Mhm.
- "Plotki, jakoby ministerstwo na siłę wysyłało niepełnoletnich mugolaków do Hogwartu, są wyssane z palca i otoczone stekiem bzdur. Do Szkoły Magii i Czarodziejstwa wracają tylko uczniowie chętni do dalszej nauki. Oczywiście są tam na nich nakładane swego rodzaju... represje jako na osoby nie mające prawa do magii...". Swego rodzaju represje. Takie jak kary cielesne i publiczne traktowanie Cruciatusem? O to Panu chodziło?
- Hermiono?
- Co?
- Wyświadcz mi przysługę i nie czytaj tych głupot.
Poruszył się niespokojnie a ona na niego spojrzała.
- Sądzę, że ojciec podtruwa moją matkę. - wyznał. - Kiedy byłem tam ostatnio wyglądała... wyglądała po prostu strasznie Hermiono. Jak nie moja dostojna, dumna i piękna matka.
- Może po prostu choruje Draco. Przecież on nie mógłby...
- Mógł, może i będzie mógł. Listy które do mnie pisze... Pisze, że źle się czuje, że ojciec podaje jej jakieś herbatki na wzmocnienie. A jej pismo, tak bardzo trzęsą jej się ręce, że ledwo mogę odczytać co tam jest napisane. - zamknął oczy i przełknął ślinę. - Ale nie powinienem ci tego mówić. Ty tak wiele poświęciłaś... Boże, martwię się o własnych rodziców, a to przecież twoim grozi tak wielkie niebezpieczeństwo.
Rzuciła się na niego i przytuliła go najmocniej jak umiała.
- To nic Draco. Po to tu jestem żeby cię wysłuchać. Znajdziemy sposób, żeby uratować twoją matkę, a kiedy będzie po wszystkim to wtedy znajdziemy i moich rodziców. Damy radę. Jesteśmy razem przeciwko całemu światu. Nic nie może nas powstrzymać.
Siedzieli tak, przytuleni, snując plany na daleką przyszłość. Ona myślała o wspaniałej podróży ze swoim najlepszym przyjacielem, o tym, że kiedy wszystko się skończy, to oboje ułożą sobie normalnie życie, że będę razem podbijać świat, a on widział ich pod tym samym starym dębem, przytulonych tak jak teraz, z identycznymi srebrnymi obrączkami na rękach i wspaniałym życiem z sobą. Widział jak ona mówi mu, że go kocha, a on stawia świat na głowie żeby była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Widział wspaniałego chłopczyka o kręconych, blond włosach.
Oboje byli w tym momencie nieśmiertelni. Dwoje ludzi przeciw światu.

***
Długo mi zeszło dokończenie tego rozdziału, a mam do napisania jeszcze jeden lub dwa do tej historii, więc... do następnego?

niedziela, 11 października 2015

SOWA

UWAGA:
Za dwa tygodnie(23.10) adres internetowy strony zostanie zmieniony na: 
dramione-just-friends.blogspot.com
Myślę, że, po pierwsze, ten adres łatwiej będzie zapamiętać, po drugie, kiedy zakładałam bloga to nie ja wymyślałam link, i oczywiście nie sprawdziłam, czy jest dobrze napisany, bo po co i okazało się, że jeden z wyrazów zawiera błąd, co zauważyłam dopiero chwilę po tym, jak link został zatwierdzony.
Mam nadzieję, że nie gniewacie się za te niedogodności, kolejny post już w piątek. 

NN

środa, 7 października 2015

Rozdział 14

Następnego ranka zeszła na śniadanie trochę później niż zwykle i prawie nic nie ruszyła. Po piętnastu minutach wpatrywania się w jajecznicę, wzrokiem, który rzekomo miał sprawić, aby ta cudownie zniknęła z talerza, powlokła się pod salę Transmutacji. Odprowadzały ją ukradkowe spojrzenia chętnych wiedzy uczniów, ale nie zwracała na nie zbytnio uwagi. Zwisało jej co oni sobie myślą, albo czują. Ona sama nie wiedziała co czuć.
Z jednej strony czuła się zdradzona, porzucona i smutna, ale jednak jakaś iskierka nadziei pozostawała w jej zagruzowanym sercu. Czy można czuć się jednocześnie zdruzgotanym i szczęśliwym? Jeśli nie, to była to kolejna przesłanka na to, że ona, Hermiona Granger jest niestety nie w pełni rozumu.
Wlokła się powoli przez tłoczne o tej porze korytarze Hogwartu. Nie zwracała jakoś zbytnio uwagi na to gdzie idzie. Pozwoliła swojemu instynktowi samemu podświadomie ją prowadzić. Przez te siedem lat bardzo dobrze poznała ten zamek, a nawet pomagała go odbudować. Z Harry'm i Ron'em odwiedzili chyba każdy jego zakamarek.
Na to wspomnienie coś boleśnie zacisnęło się na jej sercu. Nie powinna o nich myśleć, nie w tych okolicznościach. " Muszę być silna. - powtarzał zaciskając mocno powieki. - Muszę być silna dla nich wszystkich."
W końcu, po wielkim trudzie, dotarła pod klasę profesor McGonagall. Ledwo podeszła do drzwi, te się otworzyły i uczniowie zaczęli wlewać się do środka. Usiadła w swojej ławce i wypakowała książki z torby. Kiedy była już gotowa, rozejrzała się po klasie. Z czwartej ławki uśmiechali się i machali do niej Draco i Blaise. Odwzajemniła uśmiech, ale szybko odwróciła się do tablicy, ponieważ nauczycielka właśnie zaczęła swoją dwugodzinną lekcję.
Już wcześniej zastanawiała się jak nauczyciele zareagują na jej wczorajszą nieobecność, nie pojawiła się przecież na żadnej lekcji. Oni jednak zamiast się na nią wściekać i straszyć egzaminami, patrzyli na nią z pewnego rodzaju troską oraz... litością? O nie, nie, nie. Ona nie potrzebowała litości..., co więcej ona jej nie chciała! Nie chciała, żeby ktokolwiek czuł się w jakikolwiek sposób winny tego, jak potoczyły się niektóre sprawy. Mówi się trudno, żyje się dalej.


Hermiona była do tego stopnia pogrążona we własnych rozmyślaniach, że nie zauważyła nawet, kiedy na początku drugiej godziny zajęć Transmutacji po twarzach obu zaprzyjaźnionych i całkowicie mogłoby się zdawać nieszkodliwych ślizgonów, przeszedł porozumiewawczy uśmiech.
Blaise leniwie podniósł rękę w górę.
-... a kiedy stukniecie w nią trzeci raz... Tak Zabbini? - nauczycielka zwężyła swoje oczy w małe szparki.
- A nic takiego... mam tylko takie pytanie... W temacie tego stukania... może nam pani opowiedzieć jak to się staje, że dziewczyna przestaje być dziewicą? - zapytał chłopak, jakby od niechcenia bawiąc się palcami. W klasie zapanowała jeszcze większa cisza niż poprzednio, tak, że było słychać, jak ziemia porusza się na orbicie. Tylko ktoś tak szalony jak spółka Zabbini&Malfoy Company mógł zadać takie pytanie Królowej Wszystkich Dziewic.
Profesor McGonagall za to, nie wiedziała kompletnie co odpowiedzieć. Kreda wypadła jej z ręki i stała tak, z lekko rozchylonymi ustami, na środku klasy.
- No wie Pani, my nigdy nie mieliśmy takich zajęć, więc chyba skądś musimy o tym wiedzieć. - zagadnął jeszcze raz brunet patrząc na nauczycielkę niewinnie.
- To nie jest lekcja głupich żartów Zabbini. - syknęła Minerva, kiedy w końcu przekonała się, że to jednak nie jest jakiś szalony sen. - Minus dziesięć punktów dla Slytherinu.
Obaj ślizgoni zrobili oburzone miny i tym razem głos zabrał Draco.
- Ależ Pani Profesor! Potraktowała Pani mojego kolegę bardzo nie fair! My też mamy prawo wiedzieć. Dajmy na przykład taką Granger! Ja to sobie dam jeszcze jakoś radę, ale ona musi mieć wszystko rozpisane krok po kroku, bo ją jeszcze jakiś Weasley wykorzysta i będzie się Pani czuć winna! Ot co!
McGonagall pokraśniała na całej twarz, aż po czubki jej siwych, splecionych w ciasnego koka włosów i spojrzała z ukosa na dławiącą się ze śmiechu Hermionę, która od razu pokiwała twierdząco głową.
- No oczywiście Pani Profesor. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby nam to Pani wyjaśniła. Oni mają rację, jestem bardzo nie przygotowana. - zrobiła smutną, pełną bólu minę
Nauczycielka myślała jeszcze przez chwilę, po czym ze zrezygnowaną miną podeszła do pulpitu i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Koniec lekcji na dziś. - oświadczyła cierpko, chociaż zostało im jeszcze ponad pół godziny. - Tylko na Merlina, nie pokazywać mi się dzisiaj więcej na oczy.
Wszyscy na hurra wypadli z klasy i puścili się korytarzem, na wszelki wypadek gdyby McGonagall jednak zmieniła zdanie. Natomiast Hermiona rzuciła się chłopakom na szyję i uściskała ich mocno.
- Bardzo wam dziękuję. Nawet nie wiecie, jak bardzo poprawiliście mi humor. - wyszeptała wtulając się w nich. - Ale nie róbcie tego więcej, bo jeszcze wpakujecie się w kłopoty.
Draco poczuł na swojej koszuli coś mokrego. Spojrzał na zarumienioną twarz dziewczyny.
- Czy ty płaczesz? Przepraszam, nie chcieliśmy...
- Ale wy jesteście tępi. - skomentowała śmiejąc się i zarzucając im ręce na szyję. Ukradkiem otarła łzy szczęścia i ruszyli śmiejąc się z kawałów Diabła na następną lekcję.

Po następnych czterech lekcjach byli już tak głodni, że dziękowali Merlinowi za coś takiego jak obiad. Biegiem we trójkę ruszyli do Wielkiej Sali, gdzie dziesiątki równie głodnych uczniów wlewały się przez Wielkie Wrota.
- A może usiądziesz dzisiaj z nami? - zapytał Blaise, kiedy próbowali przepchnąć się do komnaty.
Hermiona spojrzała na niego dziwnie, ale w sumie co jej szkodziło. Wzruszyła ramionami.
- W sumie, czemu nie. Uczynię ci Diabłeku ten zaszczyt i zasiądę obok ciebie.
- Ależ jest mi niezwykle przyjemnie z tego powodu Milady. - powiedział i dygnął lekko, przytrzymując rękoma niewidzialną spódnicę.
Draco przyglądał się, jak ta dwójka droczy się ze sobą, w kompletnym milczeniu, ale z jego ust nie schodził uśmiech. Było mu dobrze, tak cholernie dobrze.
Usiedli przy stole ślizgonów odprowadzani wieloma spojrzeniami. Nie było im dane jednak długo jeść, ponieważ zaraz odezwał się Diabeł.
- Wy moje dzieciątka kochane. - powiedział i podniósł swoje błagalne oczy znad talerza. - A co byście powiedzieli na imprezkę? Mamy tyle zajęć, chyba jakoś musimy się odstresować!
Draco tylko wywrócił oczami, a Hermiona zachichotała.
- Zabbini dobrze wiesz, że po poprzedniej imprezce masz szlaban na kolejne imprezki aż do odwołania. - tłumaczył mu jak małemu dziecku blondyn, na co brunet zrobił smutną minkę.
- Ale ja chcę imprezkę!
- Nie i koniec, powiedziałem nie. - nie ulegał ślizgon i założył ręce na piersi.
Według Hermiony wyglądali naprawdę komicznie. Malfoy w roli mamy, która odmawia dziecku cukierka, a Blaise w roli wyżej wspomnianego dziecka.
- A w ogóle to się ciebie nie będę słuchał! Kto ci w ogóle dał prawo do mówienia mi co mam robić!- krzyknął czarnoskóry chłopak i ostentacyjnie obrócił się do blondyna tyłem. Nie wytrzymał jednak długo. - Proszeeeeeeeeeeeeeee! Daj mi zrobić imprezkeeeeeeeeee!
- Zabbini, ty imprezocholiku! Nie będzie żadnej imprezy i koniec i kropka. Po ostatniej ledwo cię ocuciłem spirytusem!
Diabeł spojrzał jeszcze raz na Draco spode łba.
- Ależ się z ciebie niańka zrobiła. - burknął.
Chłopak już chciał coś odpowiedzieć, kiedy znikąd pojawiła się przy nich Pansy.
- Ale jazda, co nie Granger? - zapytała i usiadła koło brązowowłosej.
Jak na oko Hermiony wyglądała nie najlepiej. Włosy miała lekko poczochrane, a pod oczami wory. Wyglądała, jakby dużo płakała i nie spała całą noc.
- Wiesz Pansy, że my to się kochamy ponad wszystko. - powiedział Blaise przyciągając do siebie blondyna i razem się wyszczerzyli.
- A wiedziałam, że to nie plotki. - mruknęła dziewczyna biorąc do ręki jabłko.
- Jakie plotki?
- No że jesteście homo. - odpowiedziała nadgryzając kawałek owocu i uśmiechając się do nich słodko.
Oboje zrobili oburzone miny i wstali od stołu.
- Chodź Smoku, obrażają nas tu. Nie będziemy dyskutować z tak bezpodstawnymi oskarżeniami!
Ruszyli przez Wielką Salę trzymając się pod ramię, aż w końcu znikli z pola widzenia dziewczyn. Obie wybuchnęły śmiechem. Hermiona także postanowiła się już zbierać. Odwróciła się w stronę Pansy, gdy nagle coś ją wzięło.
- Wszystko dobrze? - zapytała łagodnie ślizgonkę.
Dziewczyna spojrzała swoimi czarnymi oczami na brązowowłosą, jakby zastanawiała się, czy jest godna zaufania, ale w końcu chyba zdecydowała, że tak, bo powiedziała:
- Ty Granger chyba najlepiej rozumiesz, jak to jest, kiedy wszystko wali ci się na głowę.
I nic więcej. Po prostu wstała i wyszła. Hermiona jeszcze długo zastanawiała się nad tymi słowami.

Po skończonych lekcjach gryfonka wróciła do swojego dormitorium. Odłożyła książki na biurko i walnęła się na łóżko. Coś skrzypnęło cicho pod jej plecami. Podniosła się lekko na łokciach i wzięła leżący na łóżku kawałek pergaminu. Ładnymi, pochyłymi literami było tam napisane:

Musiałem iść na trening.
Zobaczymy się później :)
Tylko mi tu nie uschnij z tęsknoty.
                                               D.M

Hermiona przycisnęła zwitek papieru do piersi i delikatnie położyła się na łóżku. Zamknęła oczy, a na jej malinowych ustach wystąpił lekki uśmiech. Czy to naprawdę była prawda? Czy on naprawdę się o nią martwił? Czy to naprawdę nie jest sen, i czy ona trzyma właśnie w swoich dłoniach kartkę z zapewnieniem, że o niej pamięta, i że jej nie zostawi samej?
Może to było tylko kilka słów, dla niektórych całkiem bezwartościowych, ale dla niej, Hermiony Granger, znaczyło to więcej, niż wszystkie Sumy razem wzięte. Z jej piersi wyrwał się długi, pełen dawno skrywanej radości śmiech. Otworzyła pełne życia oczy, z których dawno nie biła taka chęć do życia. Ból i niepewność poszły w zapomnienie, bo to była jej szczęśliwa chwila. Nie miała czasu zastanawiać się nad tym wszystkim i poddawać w wątpliwość swoje uczucia. Zerwała się z łóżka i porwała w ramiona kurtkę. Nawet nie wiedziała, kiedy stanęła na szkolnym dziedzińcu, a dalej na szkolnych błoniach. Biegała i skakała w przypływie euforii, a perłowo białe płatki śniegu padały na jej włosy. Nawet pogoda dopasowała się do jej humoru, bo mimo, że prószył lekki śnieg, słońce zdawało się uśmiechać do świata całą swoją tarczą słoneczną. 
Kiedy od biegu i śpiewu Hermiona całkowicie opadła z sił, osunęła się po pniu starego dębu, przy którym uczyła się z Draco i wpatrzyła się w zachodzące za drzewami, pomarańczowe słońce.
Przez jej głowę przelatywały tysiące wspomnień. Kiedy siedziała tu z Harrym i Ronem, kiedy nad brzegiem tego jeziora leżała na kolanach brunet wsłuchana w jego kojący głos, gdy Ron przechadzając się z nią po błoniach złapał ją za rękę. Wszystkie te dobre chwile, które spędził pod tym dębem, kiedy wszystko było jeszcze dobrze...
Jakiś śmiech, głos przyjaciela, i najlepsza, najbardziej upajająca cisza wśród osób, które kochasz...
Z jej ust nie schodził uśmiech, po bladym policzku spłynęło kilka łez, a w głowie ciągle brzmiały jej słowa: Zobaczymy się później. - ta niema obietnica.

_________________________________________

Nareszcie nowy rozdział! Muszę się przyznać,
że szło mi to dość opornie i miałam lekkie opory
z napisaniem go, ale w końcu jest! Krótki, wiem,
ale wolałam wstawić Coś, niż dalej zwlekać z 
wstawieniem Czegokolwiek. Mam nadzieję, że
moja wena ma się już lepiej. Mam już pomysł na
następną miniaturkę, więc jak tylko uda mi się ją
sklecić, to na pewno się pojawi :)


Nie Normalna

PS Czekam na KOMENTARZE!!!




piątek, 18 września 2015

Rozdział 13

Hermiona odczytała wielki nagłówek na środku pierwszej strony, który głosił:

RONALD WEASLEY RZUCA ŚWIATŁO DZIENNE
NA SZOKUJĄCE TAJEMNICE!

Hermiona przełknęła głośno ślinę patrząc na długi reportaż napisany zwykłą komputerową czcionką. Powoli zaczęła czytać.

    Czy Harry Potter był wybrańcem? Czy naprawdę pokonał Voldemorta? Jakie mroczne tajemnice skrywał Chłopiec-Który-Przeżył? Te i wiele innych pytań zadałam Panu Ronaldowi Weasley'owi, z którym miałam zaszczyt prowadzić wywiad.
- A więc, Panie Weasley...
- Ależ po cóż te ceregiele, proszę mówić mi Ron. - przerwał mi z uśmiechem.
- A więc Ron... kim był dla ciebie Harry Potter?
Widocznie się zamyślił.
- Myślę, że do pewnego czasu był moim przyjacielem. - powiedział w końcu z nutą żalu, ale i rozgoryczenia w głosie. - Jest mi bardzo żal tego co się stało. Nigdy nie sądziłem, że będziemy musieli się rozstać w taki sposób.
Umilkł na chwilę.
- A jaki był Harry Potter? - zapytałam.
- Och, był dobrym człowiekiem, ale niestety zachłannym i żądnym władzy. - na jego twarzy odmalował się smutek. - Zawsze pragnął znajdować się w centrum uwagi. Był przy tym nadpobudliwy, a czasami nawet niebezpieczny. Udawał pokornego, ale tak naprawdę miał swoje tajemnice.
- Tajemnice? Czy mógłbyś nam przybliżyć ten temat?
Ron zaśmiał się, ale nie wesoło, tylko sarkastycznie. 
- Och, Harry Potter na pewno nie był aniołkiem, a jego osoba miała wiele czarnych plam, ale jedno było pewne, nie był Wybrańcem.
Hermiona prawie widziała, jak autorka zakrywa ręką usta.
- Nie był wybrańcem? Ale w takim razie kto nim jest?!
Ron westchnął lekko i spojrzał w okno.
- To ja nim jestem. - wyznał ciężko. - To ja pokonałem Voldemorta w ostatecznej bitwie. Nigdy nie chciałem być sławny, w centrum uwagi. Za to Harry, jak już wspomniałem, łaknął publiki. Zawiązaliśmy więc porozumienie. 
Hermiona przetarła oczy ze zdziwienia. Przecież każdy, kto brał udział w II bitwie o Hogwart wiedział, że to były bzdury, nie prawda!
Nie miała zamiaru dalej czytać tego lipnego wyjaśnienia. Przeskoczyła kilka linijek i jej wzrok natrafił na kolejne pytanie dziennikarki.
- Czy Panna Granger wiedziała o tym wszystkim? W końcu można było ja nazwać bliską przyjaciółką sławnego Harry'ego Pottera.
Przy tym temacie lekko się spiął. Wyczułam, że to dla niego drażliwy temat. Co się tu dziwić, przecież uważał tą dziewczynę za prawie siostrę.
- Nie wiem, czy była tego świadoma. Biedna Hermiona była strasznie omotana przez Harry'ego. Chciała mu pomóc i nie zauważała, jaka była naiwna wierząc, że on się może zmienić.
Jeszcze raz spojrzał w okno.
- Jak myślisz Ron, dlaczego Panna Granger nie przyjęła posady w ministerstwie. Na pewno wiedziała, że przyniesie jej to wielkie korzyści. Jakby nie patrzeć jesteś teraz jednym z najwyżej postawionych ludzi w państwie i masz ogromy szacunek, oraz poparcie w nas wszystkich. - powiedziałam i schyliłam lekko głowę.
Zaśmiał się krótko.
- To prawda. Ja nie wróciłem do Zamku, ponieważ wiedziałem, że po tym wszystkim co przeżyłem na wojnie szkoła nic nie jest mnie już w stanie nauczyć. Ale nie możemy mieć tego Hermionie za złe. Ona zawsze miała sentyment do tych starych murów. 
Hermiona znowu przeskoczyła kilka linijek.
- Dlaczego walczyłeś? Dlaczego postanowiłeś pokonać Voldemorta?
- Żebyśmy mogli być wolni... ale przede wszystkim dla Hermiony.
Hermiona nie mogła dalej czytać. Przebiegła wzrokiem na sam dół strony i przeczytała imię i nazwisko autorki tekstu napisane cienkim pochyłym pismem.

Ritta Skitter

Dopiero teraz poczuła na sobie palące spojrzenie dziesiątek osób zgromadzonych w Wielkiej Sali. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem wokół siebie i zdała sobie sprawę, że nie pamięta kiedy osunęła się na ławkę. Wstała i chwiejnym krokiem ruszyła ku wyjściu z Wielkiej Sali. Wpadała na ludzi i obijała się o stoły i ławy. Nie obchodziło jej to.
W pewnym momencie usłyszała swoje imię, ale nie zwróciła na to większej uwagi. Wyszła na zewnątrz i dopiero, kiedy uderzył w nią silny podmuch zimnego wiatru, zdała sobie sprawę z tego, co było napisane w gazecie. Wraz z następnym uderzeniem powietrza z jej płuc wyrwał się głośny, pełen rozpaczy krzyk. Pobiegła przed siebie targana głuchym szlochem. Nieświadoma tego co się dzieje wokół niej, biegła poprzez szkolne błonia krzycząc i płacząc. Upadała raz po raz, ale podnosiła się i biegła dalej, uderzając w co tylko się da z coraz większą mocą. Po kolejnym upadku, nie miała już siły, aby wstać, nie miała już siły na nic. Czuła się taka bezbronna i odarta z życia. Ale przede wszystkim czuła się zdradzona. Obezwładniona przez towarzysza broni, opuszczona przez przyjaciela, ugodzona przez sojusznika. Jej serce właśnie pękało na tysiące kawałków, które ulatywały do osób, które tak kochała, a które ją zostawiły. Jej mały, dopiero co z wielkim wysiłkiem posklejany świat właśnie został zdeptany i spalony.
Nie miała już siły płakać. Łzy samoistnie płynęły z jej oczu nie wydając żadnego dźwięku, nie pozostawiając dowodu na to, że kiedykolwiek leciały. Nic już nie miało znaczenia, nie dla niej, jeśli w ogóle można tak było powiedzieć.

***

- HERMIONA!
Draco biegł przez błonia wykrzykując jej imię już od dłuższego czasu. Nie odpowiedziała, nie pokazała się, nie dała żadnego znaku. Jaką miał pewność, że nie znajduje się w zamku? Żadną, po prostu przeczucie. Poznał już trochę tą dziewczynę i miał niejasne przeczucie, że znajdzie ją prędzej czy później.
Jednak nie mógł przeszukać całych błoni, prawda? Tereny zielone wokół Hogwartu były ogromne, a odnalezienie tutaj Hermiony było jak szukanie igły w stogu siana, a prawdopodobieństwo wynosiło równe zero.
Przystanął na chwilę i zastanowił się, gdzie mógłby pójść, jeśli byłby Hermioną. Zamknął oczy, i od razu jak żywe zobaczył te krótkie chwile spędzone razem z nią pod dębem. To były jedne z tych niewielu szczęśliwych chwil, kiedy na własne oczy zobaczył jak pozornie nieistotna rzecz może sprawiać tak wielką przyjemność. Kiedy patrzył jak zastanawia się nad perfekcyjną odpowiedzią na zadane przez niego pytanie, kiedy może w czymś jej pomóc.
Nogi same zaczęły prowadzić go w tamtą stronę. Miał niejasne przeczucie, że tym razem ma rację i nie pomylił się. Siedziała pod wielkim, rozłożystym dębem opierając się o jego pień. Patrzył nieobecnym wzrokiem na jezioro w oddali, którego smętne fale roztrzaskiwały się o skalisty brzeg. Nawet nie zwróciła uwagi kiedy podszedł, może go nie słyszała?
Ukląkł koło niej i spojrzał w jej oczy, w których nie było ani krzty tej zwykłej wesołości i drwiny. Powróciła ta skorupa człowieka, której tak nienawidził. Włosy miała w nieładzie, a szaty porozdzierane. Na jej kolanach i rękach widać było rany, z których sączyła się rubinowa krew, ciurkiem spływając i skapując na ziemię, na której uformowała się już niewielka kałuża. 
- Spójrz na mnie. - poprosił cicho dotykając jej ramienia.
Łzy znów utorowały sobie drogę przez jej twarz.
- Spójrz na mnie. - poprosił jeszcze raz. Uniosła lekko wzrok i popatrzyła prosto w jego stalowe oczy. W tym momencie ostatnia cząstka jej ulatującej duszy zatrzymała się w niej. W jego oczach była siła, która pozwoliła ocalić jej jeden niezniszczony dom w jej sercu, nadzieja na to, że może jeszcze nie wszystko zniszczone, że pożar nie strawił wszystkiego. 
W jednej chwili znalazła się w jego ramionach i znów zapłakała.
- Ciii... - powtarzał. - Już po wszystkim. Teraz może być już tylko lepiej.
Płakała jeszcze chwilę, aż w końcu cały żal wylał się z niej, jakby czara goryczy w końcu była pusta. Siedzieli później razem, oparci o drzewo.
- Powiedział, że zrobił to dla mnie. - odezwała się w końcu Hermiona martwym głosem. - jak on śmiał to powiedzieć? Po tym jak zostawił mnie ze wszystkim samą? Boże, to wszystko moja wina.
Draco obrócił się do niej zaskoczony.
- Nie mów tak! Nic nie jest twoją winą. Nie jesteś za wszystkich odpowiedzialna! Każdy ma swoje życie i tylko od niego zależy jak je poprowadzi.
Nie odpowiedziała. Dalej wpatrywała się w jezioro.
- Powiedział, że zrobił to dla mnie. - powtórzyła tym razem ciszej. - Że nakłamał dla mnie, że powiedział to wszystko dla mnie...
Draco przyglądał się tej dziewczynie ze smutkiem jaki odczuwał tylko raz w życiu. Nie wiedział jak jej pomóc, nie wiedział co robić. Podniósł się i delikatnie wziął brązowowłosą na ręce. Nie protestowała, nie wiedział, czy aby w ogóle była świadoma. Zaniósł ją do jej dormitorium, gdzie opatrzył wszystkie jej rany i podał Eliksir Słodkiego Snu. Znów nie protestowała. 
Kiedy patrzył na jej uśpioną twarz poczuł mocne ukłucie w sercu. Dlaczego nie protestowała? Czy Hermiona Granger którą znał dałaby się napoić eliksirem o nieznanym pochodzeniu, a zwłaszcza z jego rąk?
Patrzył jeszcze chwilę na śpiącą dziewczynę, w której nie rozpoznawał swojej Hermiony. Postanowił że wróci za jakiś czas, kiedy gryfonka się obudzi. Musiał jeszcze iść do Pansy, która nie miała wiele lepiej niż Hermiona.

***

Hermiona obudziła się dopiero późnym wieczorem. Pierwszym co zwróciło jej uwagę, był wysoki blondyn śpiący w jej fotelu. Rozejrzała się po pogrążonym w mroku pokoju. Delikatnie podniosła się na łokciach i spojrzała na śniącego chłopaka. Coś przelotnie błysnęło w jego ręku, odbijając światło księżyca wpadające łagodnie przez okno. Wytężyła wzrok patrząc w tamtą stronę i ujrzała książkę w twardej oprawie, na której blado połyskiwały srebrne tłoczone litery. Uśmiechnęła się. Naprawdę nie wiedziała, że zaczął czytać "Gwiazd naszych wina". Wyciągnęła rękę i dotknęła lekko jego dłoni. Wzdrygnął się i otworzył zaspane oczy. Potoczył zdziwionym wzrokiem po pokoju, dopóki jego oczy nie natrafiły na jej twarz. Szybko zabrała rękę i zarumieniła się lekko.
- Przepraszam, nie chciałam cię obudzić. - wyjąkała, speszona.
Podniósł się i usiadł obok niej. Zmierzył ją troskliwym wzrokiem.
- Nie, nic się nie stało. Jak się czujesz?
Pokręciła głową i zmieniła temat. Wskazała na książkę leżącą na fotelu, na którym przed chwilą siedział.
- Czy to...?
- Tak... to znaczy nie... po prostu postanowiłem sprawdzić co czytasz...
Zarumienił się trochę, czym niezwykle poprawił jej humor. Wyglądał wtedy jak mały zmieszany chłopczyk. Szturchnęła go lekko łokciem.
- Wiem, że ci się spodobała. - powiedziała z wrednym uśmieszkiem na ustach.
Udał obrażonego i odsunął się od niej ostentacyjnie.
- No wie Pani... czytywałem lepsze. - oznajmił i elegancko odrzucił głowę w bok. Odwrócił się jednak do niej szybko i niespodziewanie skoczył na jej kolana.
- Ale chyba dam radę nauczyć Panią lepszej literatury. - powiedział kładąc się na niej i patrząc jej w oczy.
- Zejdź! Jesteś ciężki! - zawołała Hermiona, śmiejąc się i próbując zrzucić z siebie blondyna.
Ten jednak ani drgnął, tylko ze spokojem i przenikliwością wpatrywał się w jej, już roześmiane oczy. W końcu zsunął się z niej i położył obok.
- Niestety jesteś ciężkim przypadkiem. - odparł z westchnienie i rezygnacją. Chwycił ją za rękę i potarł palcami po wnętrzu jej dłoni. - Nic nie da się już zrobić.
Hermiona nie wiedziała jak się zachować. Czy ma zabrać rękę? Czy to właściwe? Ale z drugiej strony było to bardzo przyjemne. Czuła się bezpiecznie i tak... nie sama? W końcu miała kogoś, kto był z nią bez względu na wszystko.
Nie cofnęła ręki aż do czasu, kiedy zorientowała się, że jest już bardzo późno. Wstała i przetarła twarz rękami. Chłopak przyglądał się jej, kiedy szła do łazienki.
- Dobranoc. - rzuciła do niego ziewając. Uśmiechnęła się i znikła za drzwiami.
Uśmiechnął się szczerze i również podniósł się z łóżka.
- Dobranoc. - mruknął i wyszedł z pokoju.
Usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi towarzyszące zamykaniu drzwi. Wyszedł.
Dopiero teraz z jej piersi wyrwał się radosny, pełen życia śmiech. Mimo tego, co stało się jeszcze kilka godzin temu, teraz czuła się tak szczęśliwa. Oparła się plecami o zimną ścianę łazienki, a wraz z następną salwą śmiech po jej policzkach potoczyło się kilka perłowych łez.


__________________________________

Rozdział krótki :( Wiem i bardzo was za to przepraszam,
ale najzwyczajniej zapomniałam go dokończyć. Mam bardzo 
wiele zajęć, więc jedynymi chwilami, kiedy mogę pisać notkę,
są weekendy, które jak dla mnie są o wiele za krótkie. Mam
nadzieję, że uda mi się napisać kolejny post. Trzymajcie za
mnie kciuki!


Nie Normalna

PS Rozdział nie poprawiony, bo zaraz wyjeżdżam i wstawiam go na szybko, więc wybaczcie!




piątek, 11 września 2015

Rozdział 12

- Już północ. - stwierdziła po kilku godzinach Hermiona patrząc na swój zegarek.
- Wypijmy za północ! - krzyknął znowu Blaise i korzystając z okazji nalał każdemu jeszcze trochę Whisky.
Zabawa trwałaby pewnie jeszcze długo, gdyby nie pewna sowa, która w pewnym momencie z impetem wpadła przez okno.
Przez chwilę wszyscy patrzyli nieprzytomnym wzrokiem, jak sowa podnosi się i otrzepuje piórka, a potem Draco zerwał się jak oparzony i podbiegł do sówki. Z niezwykłą zręcznością odwiązał malutki zwitek pergaminu od nóżki zwierzęcia, na co płomykówka zahuczała cicho z wdzięcznością i odleciała w ciemną noc. Drżącymi palcami rozwinął list i odczytał jedno, jedyne słowo, które było w nim napisane.

Znowu.

Chwiejnym krokiem podążył do swojego pokoju i zniknął za drzwiami nic nie mówiąc.

Hermiona przyglądała się całemu temu zajściu z niepokojem. Kiedy pięć minut później Draco wyszedł ze swojego dormitorium, niosąc w ręku płaszcz i fiolkę z jakimś płynem, skierował się od razu do wyjścia, spojrzawszy uprzednio porozumiewawczo na Blaise'a. Kiedy już miał przejść przez portret, Hermiona odważyła w końcu się odezwać.
- Draco co... o co chodzi? Coś się stało?
Chłopak tylko spojrzał na nią, a w jego oczach dostrzegła wielki ból.
- Nie, nic się nie stało. - powiedział odwracając wzrok i patrząc na pogrążony w mroku korytarz. - Muszę tylko coś załatwić. - dodał i zniknął w przejściu.
Wszyscy patrzyli na dziurę, przez którą przelazł ślizgon, aż w końcu Blaise odchrząknął i niepewnie wstał.
- Jestem już zmęczony. - oświadczył. - chyba już pójdę. 
Zaczął chwiejnie przechodzić przez pokój, chwytając się mebli. Ginny szybko wstała i podeszła do niego, pomagając mu oprzeć się o siebie.
- Ja też już idę. Odprowadzę Diabła. - powiedziała kierując się w stronę portretu.
- Lepiej pójdę z wami. - odparł Hermiona i podniosła się z miejsca, ale przyjaciółka ją powstrzymała.
- Nie trzeba, naprawdę. - uśmiechnęła się.
- A jeśli przyłapie was Filch? To się źle skończy jeśli złapie was wałęsających się po zamku i w dodatku pijanych.
- Jakoś damy radę. - powiedziała promiennie Ginny.
Pożegnali się ze wszystkimi i również wyszli z Pokoju Wspólnego. W salonie zostali tylko Jess i Hermiona, która dalej rozmyślała nad zachowaniem pewnego blond arystokraty. Ten smutek w jego oczach. Muszę coś załatwić. Ale co to do cholery mogło znaczyć? Czy on się w coś wpakował? A może szantażują go jacyś zbiegli Śmierciożercy? W sumie co mnie to do cholery obchodzi? - pomyślała zła na cały świat Hermiona. - Mało mam własnych problemów? Ale w głębi serca wiedziała, że obchodzi ją to, co dzieje się z Draco. Czuła się przy nim bezpiecznie i na swój własny sposób polubiła go. Nie zniosłaby, jeśli stałoby mu się coś złego. Wtedy załamałaby się totalnie i wątpiła, żeby cokolwiek w życiu mogło ją już pocieszyć.
Odwróciła się i spojrzała rozkojarzonym wzrokiem na Jess'a, który zaczął zbierać butelki po Kremowym Piwie i Ognistej Whisky. 
- Pomóc ci? - spytała cicho. Jess tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Nie, nie trzeba. Idź się połóż, bo jutro szkoła. Na pewno jesteś bardzo zmęczona.
Hermiona jeszcze chwilę stała patrząc na niego, ale w końcu powlokła się smętnie do swojego dormitorium. 

***

Ginny i Blaise przemierzali powoli ciemne korytarze. Gryfonka jeszcze nigdy nie była w Pokoju Wspólnym Slytherinu, dlatego z jak największym skupieniem wysłuchiwała bełkotliwych nawigacji Blaise'a.
- A potem hik* idziesz w llewo i hik ...coś tam dalej... - powiedział i zamilkł na chwilę zapewne próbując przypomnieć sobie dalszą drogę.

- Ty wiesz dlaczego Draco wyszedł, prawda? - zapytała w końcu Ginny, kiedy cisza przedłużyła się.
Blaise spojrzał na nią zupełnie trzeźwym wzrokiem brązowych oczu.
-  Być może. - odpowiedział ledwie dosłyszalnym szeptem.
- Czyli teoretycznie odciągnął byś go, gdyby robił coś złego? - drążyła, niewinnie patrząc w sufit.
W jednej chwili Blaise obrócił się twarzą do niej i spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie powinnyście się w to z Hermioną ani mieszać, ani bawić w detektywów, bo to może się źle skończyć. Draco ma własne sprawy, a to co się teraz dzieje... to nie jest tak do końca takie proste. - umilkł na chwilę wpatrując się uporczywie w jej brązowe oczy. - Mam tylko jedną prośbę. - dodał, a jego głos był stanowczy, ale Ginny doszukała się w nim nutki błagalnego tonu. - Nie wypytujcie go o nic, nie szukajcie przyczyny. Jestem pewny, że gdy będzie gotowy dowiecie się o tym.
Cofnął się o krok od niej, ale nie spuścił z oczu jej oczu.
- Dzięki, ale dojdę sam. - stwierdził i zniknął za zakrętem pozostawiając gryfonkę rozkojarzoną i zbitą z tropu.
Jeszcze długo stała i patrzyła w miejsce, w którym zniknął.

***

Następnego ranka Hermiona wstała wypoczęta i gotowa na nowy dzień. Był poniedziałek, a to znaczyło rozpoczęcie zajęć. Szybko więc wstała i ogarnęła się, po czym popędziła do Wielkiej Sali. Była jedną z pierwszych osób, które postanowiły zejść na śniadanie, toteż nie zastała w jadalni zbyt wielu znajomych twarzy. Za to Neville machał do niej z końca stołu uśmiechając się promiennie.
- Co tam Neville? - zapytała brązowowłosa siadając do stołu i nakładając na swój talerz kilka kanapek.
- A nic specjalnego. - powiedział jednak dalej uśmiechał się jak głupi.
- Przestań! Przecież widzę, że coś się stało. - powiedziała śmiejąc się i patrząc przenikliwie na przyjaciela. - No gadaj. - zachęciła go lekko szturchając go w ramię.
- No w takim razie... mamy dzisiaj z Luną rocznicę... i przygotowałem coś niezwykłego. - pochwalił się z uśmiechem większym niż jego twarz.
Brązowowłosa roześmiała się i poczochrała jego włosy. Zaśmiali się oboje.
- Ale ja bym chciała mieć takiego faceta jak ty. - westchnęła z rezygnacją Hermiona i napiła się soku. Nałożyła sobie jeszcze kilka kanapek.
- Przestań, bo się zarumienię. - powiedział Neville śmiejąc się i dźgając ją palcem między żebra.
Przez chwilę zajęli się jedzeniem: Hermiona swoją entą kanapką, a Neville płatkami na mleku.  W końcu chłopak usiadł bokiem i spojrzał na profil szatynki.
- Boże, myślałem, że tylko kobiety w ciąży tyle jedzą! - wykrzyknął i uśmiechnął się sugestywnie, po czym zrobił przerażoną minę, za co dostał kuksańca między żebra. 
- No wiesz co?! Okropny jesteś. - powiedziała dziewczyna ledwo łapiąc oddech przez śmiech. Neville również radził sobie niewiele lepiej.
Jeszcze chwilę rozmawiali, po czym Hermiona postanowiła, że pójdzie już pod salę. Pożegnała się więc z gryfonem i ruszyła ciemnym korytarzem pod salę Zaklęć.
Czekało tam już kilka osób. Brązowowłosa stanęła przy najbliższym oknie i zapatrzyła się w perłowe krople deszczu zacinające raz po raz w okna zamku. Wzdrygnęła się  lekko i rozejrzała po korytarzu, który wypełnił się ludźmi, zdając sobie sprawę, że myślała o Harrym i starych dobrych czasach, kiedy to wszyscy razem stawali pod klasą i zastanawiali się co będą dzisiaj robić. Coraz częściej zdarzały jej się takie rozmyślania.
Mimowolnie zaczęła szukać wzrokiem blond włosów i tego niemądrego uśmiechu, który zwykle miał na twarzy, ale zamiast tego spostrzegła Blaise'a, który machał do niej i pokazywał, żeby do niego podeszła.
- Jak tam po wczorajszej imprezie? - zapytał i uśmiechnął się szczerze.
- W sumie nie było tak źle. - powiedziała i odwzajemniła uśmiech.
- Musiałem dużo wypić wczoraj, bo łeb mnie bolał, tak okropnie, że Nott musiał pomóc mi dojść do łazienki, żebym mógł zwymiotować. - poskarżył się brunet i wygiął usta w podkówkę.
- Mogłam żyć bez tej informacji. - stwierdziła Hermiona krzywiąc się lekko.
W tej chwili drzwi od klasy się otworzyły i pojawił się w nich prof Flitwick.

Kilka godzin później Hermiona wychodziła z klasy Transmutacji z nosem w książce.
- I pamiętajcie przeczytać ten rozdział. - usłyszała za sobą głos prof. McGonagall.
Uśmiechnęła do siebie i skręciła w następny korytarz, po omacku kierując się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, gdzie umówiła się z Ginny. Nie uszła jednak nawet dwóch metrów, gdy za sobą usłyszała wysoki, przepełniony na wskroś jadem, dziewczęcy głos.
- Sama Granger? Szlamom niebezpiecznie jest samym włóczyć się po zamku.
Obróciła się. To Astoria Greengrass szła w jej stronę w otoczeniu swoich koleżanek. Jednak nie tylko Astoria dalej żyła teorią krwi.
- Jeśli czujesz się tu zagrożona, to na pewno nie jest to moja sprawa. - odpyskowała Hermiona ze złośliwym uśmiechem. Dobrze pamiętała swoją ostatnią potyczkę z tą wnerwiającą dziewuchą i nie miała najmniejszej ochoty zaczynać z nią dyskusji.
Już miała się odwrócić i pójść dalej, kiedy zatrzymał ją głos Astori.
- Już ci mówiłam brudna szlamo, że jeszcze ci się odwdzięczę. Teraz mnie popamiętasz. - powiedział blondynka, a była już niebezpiecznie blisko. W jej oczach płonął jawny gniew.
- Sześć na jedną? W sumie mogłam się tego po tobie spodziewać. - usłyszała gryfonka za sobą i szybko się odwróciła. - Ale chyba nie wierzyłaś, że dasz radę pokonać Hermionę nawet ze swoimi sześcioma głupimi koleżaneczkami?
Pansy stała na końcu korytarza i patrzyła hardo na każdą dziewczynę po kolei. Najdłużej jednak swój pełen nienawiści wzrok zatrzymała na Astorii, która z równą niechęcią patrzyła na nią samą.
- Stałaś się obrończynią szlam i zdrajców krwi? A może chcesz się na kimś wyżyć, bo nie układa ci się w związku? Mówiłam ci że on jest zwykłym zdrajcą krwi, a ty jesteś teraz taka sama. Skończysz tak jak poprzednim razem. - powiedziała i jednocześnie splunęła na podłogę. Rozejrzała się po swoich przyjaciółkach z szyderczym uśmiechem. - Ups, teraz nie ma Draco, który by cię obronił. - udała smutną, co niezbyt jej wyszło, bo na jej ustach ciągle widniał złośliwy uśmiech.
Pansy zacisnęła ręce.
- To nie jest twoja sprawa. - warknęła cicho. Astoria roześmiała się.
- A tak w ogóle, to gdzie on jest? Może się już wami znudził?
Pansy pobielała na twarzy i doskoczyła do blondynki. Jednym spojrzeniem zmyła z jej twarzy uśmiech.
- Wyp***rzaj stąd w tej chwili i nie chcę cię więcej widzieć. - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Albo wszyscy dowiedzą się, co zrobiłaś.
Blondynka chwilę patrzyła nienawistnym wzrokiem na Parkinson, która wyglądała w tej chwili jeszcze groźniej niż zwykle. Kiwnęła głową na swoje przyjaciółki i ruszyły w przeciwny koniec korytarza. Zanim jednak zniknęły za zakrętem, Astoria rzuciła Hermionie powłóczyste spojrzenie, które wyrażało " Jeszcze się spotkamy, szlamo."

Kiedy w końcu odeszły Pansy odwróciła się do Hermiony.
- Nie musisz dziękować. - powiedziała ciężko oddychając. Wyprostowała się i spojrzała badawczo na brązowowłosą, po czym się uśmiechnęła.
- No... dobra... Ale tak w sumie, dlaczego to zrobiłaś? - zapytała gryfonka dalej trochę skołowana całą tą sytuacją.
- Po prostu nienawidzę jak tak idiotka kogokolwiek obraża. - powiedziała ślizgonka ruszając korytarzem. Hermiona pobiegła za nią.
- O co jej chodziło? No wiesz... kiedy mówiła, że skończysz jak poprzednim razem. - zapytała brązowowłosa. Wiedziała, że jest zbyt ciekawska, ale to było silniejsze od niej. Zagryzła wargi czekając na odpowiedź i wpatrzyła się w profil ślizgonki.
- O coś, o czym nie chcę rozmawiać. - powiedziała brunetka i zacisnęła mocno wargi.
Szły chwilę.
- Wiesz gdzie jest Draco? - zadała jeszcze jedno pytanie.
Pansy nie odpowiedziała, co Hermiona uznała za tak.
- Powiesz mi?
Zatrzymały się na skrzyżowaniu dwóch korytarzy.
- Bywaj Granger. - rzuciła jeszcze tylko Pansy i skręciła w prawo. Szła szybko przyciskając mocno książkę do swoich piersi, jakby bała się, że ktoś jej ją zaraz wyrwie.

***

Następny w kalendarzu był wtorek. Hermiona bardzo się cieszyła, bo nie doszła jej żadna informacja, że Dracona nie będzie na ich wyrównawczym spotkaniu, więc w głębi duszy miała nadzieję, że pojawi się na dzisiejszych zajęciach. Nie wiedziała do końca dlaczego, ale bardzo chciała zobaczyć się dzisiaj z blondynem. Chciała, żeby uśmiechnął się tym swoim idiotycznym uśmiechem i zapytał jak tam.
Ogarnęła się i ruszyła na śniadanie dziarskim krokiem. Po drodze spotkała kilka znajomych twarzy, ale co najmniej dziwne było to, że wszyscy zwracali na nią większą uwagę niż zazwyczaj. Wokół niej rozlegały się szepty, a kilkoro bardziej śmiałych osób podeszło i poklepało ją po ramieniu. Był to jednak wierzchołek góry lodowej, bowiem gdy tylko weszła do Wielkiej Sali zapanowała taka cisza, o której nie słyszano chyba od początków tej szkoły. Była odprowadzana wzrokami uczniów. Słyszała ciche szepty typu " Nigdy bym się tego nie spodziewał..."
Hermionę przeszedł dreszcz niepokoju. A jeśli to Draco coś zmajstrował? A może stało mu się coś złego? No bo to chyba nie chodziło bezpośrednio o nią...
Szybko doszła do swojego stałego miejsca. Siedziała tam już Ginny i czytała Najnowszego Proroka Codziennego, a po jej twarzy skapywały perliste łzy.
Hermiona klękła obok dziewczyny z niepokojem w oczach.
- Ginny co...? - ale nie dokończyła, bo Ruda zerwała się ze swojego miejsca z płaczem i wybiegła z Wielkiej Sali.
Brązowowłosa spojrzała na zmiętą gazetę, którą w pośpiechu rzuciła jej przyjaciółka i już wiedziała o co chodzi.

***

Tego dnia Draco schodząc na śniadanie wyglądał jakby nie spał przynajmniej przez tydzień. Skórę miał jeszcze bledszą niż zwykle, tak że przypominała wybieloną kartkę super białego papieru, a włosy, zawsze w artystycznym nieładzie, teraz pozostawały tylko w nieładzie.
Blaise, podobnie jak Pofesor Snape uważał, że Draco powinien ten dzień spędzić w łóżku i porządnie się wyspać, ale chłopak uparcie nalegał, że nie chce tracić następnego dnia lekcji i oczywiście, choć nikomu tego nie powiedział, chciał się zobaczyć z Hermioną.
Weszli właśnie razem do Wielkiej Sali, kiedy coś, a może raczej ktoś dosłownie wpadł w ramiona Draco.
- Hermiona? - zapytał skołowany i postawił dziewczynę przed sobą ale nie zdążył jednak dokończyć, bo dziewczyna wyszła z komnaty z nieobecnym wzrokiem.
Blondyn rozejrzał się po sali szukając uzasadnienia jej dziwnego zachowania. Jego wzrok padł na gazetę leżącą na stole Slytherinu, a kiedy zobaczył postać uśmiechającą się ze zdjęcia na pierwszej stronie bez większego namysłu pobiegł za gryfonką.

____________________________________

Witam!
Nowy rozdział napisany w terminie! Jestem z siebie taka 
dumna, że aż chyba zjem całą czekoladę :) Rozpoczynają się 
mam nadzieję ważniejsze zdarzenia, które powinny odróżnić 
moje opowiadanie od innych. Wkraczamy w jeden z ciekawszych
motywów tego dramione i zarazem jeden z kluczowych 
tematów, a będzie ich kilka ;) Życzę miłego czytnia i do
następnego rozdziału!


Nie Normalna

PS Bardzo proszę o KOMENTARZE!!! Naprawdę, moja wena dostaje skrzydeł kiedy je czytam, nawet jeśli są negatywne.















czwartek, 3 września 2015

Rozdział 11

Stała na rozstaju polnych dróg. Przed nią stał drogowskaz z nieoznakowanymi tabliczkami. Rozglądnęła się dookoła. Nie było tu nikogo oprócz niej. Jeszcze raz spojrzała na drogowskaz i zagryzła wargę. Co to miało znaczyć? Wyciągnęła przed siebie rękę i niepewnie zrobiła krok przed siebie...

Scena się zmieniła. Otaczała ją ciemność. Wszędzie odzywały się szepty i szmery. Nagle z nicości wyłoniła się chuda kobieta w zwiewnej szacie z nieobecnym wzrokiem.
- Ma...mama? - zapytała słabym głosem starając się skupić na niej wzrok. - Hej, to ja, Hermiona! Mamo, to ja!
Brązowowłosa starała się podbiec do kobiety, ale dopiero teraz zauważyła kajdany na swoich nadgarstkach, krępujące jej ręce.
- Mamo, proszę, spójrz na mnie. - poprosiła. - Proszę cię, pomóż mi.
Kobieta nie zwróciła na nią uwagi. Dalej szła przed siebie.
- Mamo! - krzyknęła coraz bardziej histerycznym głosem. - Dlaczego nie zwracasz na mnie uwagi?!
I wtedy to się stało. Kobieta zwróciła swoją chudą, bladą twarz w stronę córki, a gryfonkę zalała fala bólu. Upadła na podłogę a z jej oczu popłynęły łzy.
Leżała chwilę i dyszała ciężko kiedy tortury minęły. Podniosła się na kolana i spojrzała na kobietę, która dalej szła przed siebie. Z mgły wyłoniła się kolejna postać. Wysoki mężczyzna z brązowymi włosami.
- Tato? Tato, zrób coś! - krzyczała brązowooka zalewając się łzami. - Proszę pomóż mi, z mamą jest coś nie tak, musimy się stąd wydostać i jej pomóc!
Znowu przeszyła ją fala bólu, ale tym razem nie upadła, dalej krzyczała, ale nikt nie reagował. Ból przeszywał ją raz za razem, a ona tylko krzyczała i prosiła o pomoc, w trakcie gdy coraz więcej osób o nieobecnym wzroku przybywało do sali. Wszyscy tylko na nią patrzyli, nikt nie pomógł...

***

- Hermiona! Hermiona do cholery obudź się!
Draco już od dłuższej chwili próbował obudzić rzucającą się i płaczącą dziewczynę. Perłowe łzy spływały po jej policzkach, mocząc tym samym koszulę nocną.
Nagle gryfonka otworzyła oczy i gwałtownie podniosła się z łóżka uderzając tym samym swoją głową w twarz blondyna. Chłopak zatoczył się do tyłu i przytrzymał szafki nocnej.
Brązowowłosa rozejrzała się szybko po pokoju i dopiero po chwili spostrzegła trzymającego się za obolałą twarz ślizgona.
- O Boże Draco, tak bardzo cię przepraszam. - powiedziała szybko i podniosła się z łóżka. Blondyn tylko machnął ręką.
- To nic wielkiego, do jutra nie będzie śladu. - wysapał podchodząc bliżej niej. Hermiona dalej nie wyglądała na przekonaną. - Naprawdę nic mi nie jest.
Podeszła do niego i odsunęła rękę z jego twarzy. Przejechała opuszkami palców po jego miękkim policzku, teraz uwalanym krwią. Patrzyła chwilę w jego stalowo szare oczy dalej dotykając jego twarzy.
Nagle sięgnęła po różdżkę, przyłożyła do opuchlizny i wyszeptała jakieś zaklęcie. Rana od razu znikła.
- Już wyglądasz równie nieskazitelnie jak zwykle. - wyszeptała wracając do łóżka. Spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem - Swoją drogą to skąd wiedziałeś, że znów mam koszmar? Jestem pewna, że wyciszyłam pokój.
- Mam swoje sposoby. - wyszeptał dalej stojąc w tym samym miejscu. Zapanowała niezręczna cisza kiedy Hermiona wsunęła się pod kołdrę. Ślizgon jeszcze chwilę patrzył w jej stronę, po czym skierował się do drzwi.
- Dziękuję... Draco. - usłyszał za sobą jeszcze cichy szept zasypiającej dziewczyny.

***

Następnego ranka Hermiona wstała i podeszła do kalendarza, żeby wyrwać następną kartkę. Westchnęła cicho. Był już koniec października.
Weszła do łazienki z zamiarem wzięcia kąpieli i już po chwili poczuła na swojej skórze ciepłe krople wody miarowo uderzające o jej ciało. Miała teraz czas na myślenie, na poukładanie wszystkiego. Minęło już tyle czasu, a ona dalej nie mogła zapomnieć. Koszmary nawiedzały ją tak często, a ona nie mogła nic zrobi. I choć tyle razy powtarzała sobie, że to wszystko już minęło, że nie zawiniła, to i tak cały czas było tak samo, czuła się winna za śmierć tych wszystkich osób... I jeszcze Draco... Tak bardzo pomógł jej w tych ostatnich miesiącach, ale czuła się źle z tym, że się z nim zadaje. "On się zmienił, chce zacząć nowe życie. Powinnam mu w tym pomóc." - przemknęło jej przez myśl.
Otworzyła oczy i poczuła, że woda zrobiła się zimna, a skóra pomarszczona. Szybko wyłączyła prysznic i wyszła z łazienki. Ubrała się luźno i usiadła wygodnie na fotelu. Przywołała kubek herbaty i swoją ulubioną książkę. Nie wybierała się dzisiaj nigdzie, najwyżej do biblioteki, albo do Ginny. Co prawda Malfoy wspominał wczoraj na patrolu o tym, że spotyka się dzisiaj z Jess'em i Zabbini'm, ale prawdę mówiąc wcale nie chciało jej się iść na to spotkanie. Postanowiła poświęcić ten dzień na relaks, zwłaszcza że za oknem było dość pochmurno.

Po jakimś czasie poczuła nieprzyjemne skręcanie w brzuchu i spojrzała na zegarek.
- Świetnie! - powiedziała uradowana sama do siebie i klasnęła w dłonie. Zebrała swoje rzeczy i ruszyła na trwający od piętnastu minut obiad.
W Pokoju Wspólnym nie zastała nikogo, co było dość dziwne. "Może poszli już na obiad?" - pomyślała i przeszła przez obraz. Podążając korytarzem pomyślała jednak, że dziwi się, dlaczego Malfoy nie poczekał na nią. Wstrząsnęła szybko głową i przyspieszyła kroku. Co ją to w ogóle obchodzi? Może miał jakieś inne, ważniejsze sprawy na głowie... ważniejsze... Pokonała marmurowe schody i znalazła się przed Wielką Salą. Nie było w niej zbyt wielu uczniów.
Podeszła do stołu gryfonów, ale nie zastała tam żadnej znajomej twarzy. Zrezygnowana usiadła i spojrzała na stół Slytherinu w nadziei, że może tam znajdzie kogoś znajomego. Nic z tego. Siedziało tam tylko kilku pierwszorocznych i jakiś wielki chłopak z piątej klasy.
Wzruszyła ramionami i zajęła się swoim obiadem.
Po skończonym posiłku wyszła z Wielkiej Sali z zamiarem wrócenia do dormitorium. Zatrzymała się jednak w Sali Wejściowej i spojrzała na dwór przez otwarte wrota. Bił stamtąd przyjemny chłód. Hermiona zapatrzyła się w krople roztrzaskujące się o twardy grunt. Rozejrzała się dookoła i powoli wyszła na deszcz. Spojrzała w górę dokładnie w czasie, kiedy następna błyskawica przecięła szare od chmur niebo. Uśmiechnęła się i zrobiła piruet.
- Następnym razem uprzedzaj mnie kiedy masz zamiar się rozchorować. Kto inny zaniesie cię do skrzydła szpitalnego, kiedy mnie nie będzie blisko?
Przestraszyła się lekko na dźwięk tego ciepłego głosu. Obróciła się szybko i zderzyła z czymś twardym, co przytrzymało ją, żeby nie upadła. Cofnęła się zmieszana. Nie podejrzewała, że Draco będzie stał tak blisko.
- Nie było cię ani w Pokoju Wspólnym, ani na obiedzie, pomyślałam... - w tym momencie zauważyła w jego dłoniach kilka butelek Kremowego Piwa.
- No, co pomyślałaś? - zapytał rozbawiony jej zachowaniem.
- Nic ważnego. - powiedziała szybko i lekko się do niego uśmiechnęła.
I znowu była mu wdzięczna, że nie nawiązał do zdarzeń tej nocy. Nie chciała o tym rozmawiać, jeszcze nie teraz, a blondyn to rozumiał.
Stali tak w ciszy, patrząc na siebie. Blondyn podniósł wzrok w momencie, kiedy kolejna błyskawica przecięła nieboskłon, a po niej nastąpił grzmot, i rozłożył ramiona.
- Będziemy tu tak stać i moknąć, czy może wejdziemy do szkoły i napijemy się gorącej czekolady?
Nie musiał powtarzać. Uśmiechnęła się szeroko i złapała go z ramię. Razem wpadli do szkoły, śmiejąc się i robiąc jak największe kałuże. Cali przemoczeni udali się do hogwardzkiej kuchni.
Poprosili skrzaty o dwa kubki gorącej czekolady i usiedli na kuchennym blacie. Śmiali się i rozmawiali. Gdyby ktoś spojrzał na to z boku mógłby powiedzieć, że zachowują się jakby znali się od lat, jak najlepsi przyjaciele.
- Co chciałbyś robić po skończeniu szkoły? - zapytała w końcu brązowooka i spojrzała na blondyna z tymi niesamowitymi iskierkami radości w oczach.
Chłopak zrobił rozmarzoną minę.
- Tak najbardziej chciałbym założyć własną firmę. - odpowiedział z uśmiechem pokazując przy tym rękami różne kształty. - Chciałbym zacząć wszystko od nowa, pokazać, że wcale nie jestem tym , za kogo wszyscy mnie uważają. Pozbyć się przeszłości...
Hermiona oparła się o jego ramię i zamknęła oczy wyobrażając sobie, to o czym mówił ślizgon.
-... a kiedy już moja firma by się rozrosła, to kupiłbym mały dom. Ale żeby był jednocześnie nad wodą i w górach... tak... Poznałbym moją żonę, którą kochałbym nad życie i założył z nią rodzinę, a później nauczyłbym wszystkiego syna i przekazał mu moją firmę. Nigdy nie będę jak mój ojciec. Oddałbym życie za ludzi, których kocham.
Przerwał i spojrzał na dziewczynę opartą o jego ramię. Jej twarz była taka spokojna, kiedy tak leżała. Zastanawiał się, czy był dla niej oparciem w ostatnich tygodniach, czy chociaż po części wynagrodził jej te wszystkie lata zła. Spojrzał na jej podwinięty rękaw na którym dalej widniała blizna, którą wycięła na jej ręce jego ciotka. Odwrócił szybko głowę, a jedna mała łza potoczyła się po jego policzku. Natychmiast ją otarł i zganił siebie w myślach."Jesteś Draco Malfoy. Weź się w garść stary." - pomyślała. Szturchnął delikatnie gryfonkę.
- Hermiona, wstawaj. - powiedział najłagodniej jak potrafił.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Opowiedz mi coś jeszcze. - poprosiła. Uśmiechnął się, ale jeszcze raz ją szturchnął.
- Muszę już iść. Zabbini i Jess i tak pewnie mnie już zabiją.
Hermiona niechętnie wstała i odsunęła się od blondyna. Zeszli z blatu i wyszli z kuchni. Stanęli na korytarzu i spojrzeli skonfundowani w dwie różne strony.
- Nie idziesz ze mną? Chłopaki pewnie już czekają.
- Pójdę jeszcze do Gryffindoru. Lepiej biegnij już błagać ich o wybaczenie. - zaśmiała się lekko, ale Draco dalej patrzył na nią czujnym wzrokiem.
- Ale przyjdziesz później? - zapytał kompletnie ignorując drugą część zdania.
- Tak. Pójdę jeszcze tylko po Ginny i zaraz przyjdę. - powiedziała uśmiechając się, a chłopak odwzajemnił ten uśmiech jeszcze promienniej. Zrobił ruch, jakby chciał ją przytulić, ale najwyraźniej się rozmyślił, ponieważ tylko obrócił się na pięcie i odszedł dzierżąc w rękach Kremowe Piwo.
Hermiona jeszcze chwilę patrzyła jak butelki kołyszą się w jego dłoniach, dopóki nie zniknął za zakrętem. Westchnęła ciężko, uśmiechając się jednak do siebie jak głupia i ruszyła do wieży Gryffindoru, a w uszach pobrzmiewały jej słowa "Chciałbym zacząć wszystko od nowa...". 

Pół godziny później szyły z Ginny korytarzem. Stanęły przed portretem Mona Lisy i weszły do środka.
To co zastały w środku przeszło najśmielsze wyobrażenia Hermiony. Chłopcy ryczeli na cały głos, rzucając się co rusz na siebie i zaśmiewając z byle czego. Karty leżały na podłodze wokół nich, i nie zbierało się jakoś, żeby zostały złożone znowu w ładną talię. W złotym świetle ognia z kominka, kąpały się porozrzucane na ziemi butelki po Kremowym Piwie i Ognistej Whiski. Brązowowłosa spojrzała na to wszystko z dezaprobatą.
Chłopcy dopiero po chwili zorientowali się, że nie są już sami w pomieszczeniu. Usiedli w równym rządku na kanapie i ze skrępowaniem spojrzeli na obie gryfonki.
Hermiona odchrząknęła i spojrzała karcąco na zmieszanych facetów, choć w duszy śmiała się. To jednak prawda, że mężczyźni nigdy nie dorastają.
Pierwszy werwę odzyskał Draco. Momentalnie poderwał się z fotela i znalazł się przy dziewczynach.
- Nie spodziewaliśmy się was tak wcześnie. - powiedział prowadząc je do stolika na którym "grali" w karty.
Hermiona usiadła od nich jak najdalej, dalej udając oburzenie.
- I to ma być wieczorek karciany? - zapytała surowym tonem i uniosła brew. Jednak w jej brązowych oczach zaiskrzyło rozbawienie. - I co? Mieliście zamiar przywitać nas całkiem zalani?
- No nie przesadzajmy... - powiedział przymilnie Zabbini i uśmiechnął się słodko. - Upici? Mionka, przecież nas znasz...
Hermiona tylko wywróciła oczami.
- A ty Ginny? Ty w nas wierzysz? - zapytał Diabeł błagalnym wzrokiem patrząc na przysłuchującą się całej rozmowie Rudą.
- Jasne, jak że bym śmiała nie. - powiedziała dziewczyna i zaczęła zbierać karty. - Gramy? - zapytała, kiedy podniosła się spod stolika z talią kart w ręce.
- Jak nie jak tak! - zawołał uradowany Jess. Wziął od dziewczyny karty i zaczął je rozdawać.
Siedzieli chwilę w ciszy, patrząc jak karty śmigają, sprawnie rozdawane przez dłonie Krukona. Wkrótce na stoliku pojawiło się pięć kupek, a po chwili wszystkie zostały zabrane przez swoich właścicieli, oprócz jednej. Hermiona nie zamierzała wziąć do ręki swojego stosiku.
- Chyba się pomyliłeś. - powiedziała odsuwając swoje karty na środek blatu. - Ja nie gram. - oświadczyła z grobową miną.
Wszyscy popatrzyli na nią zdumieni.
- No co ty Miona, zagraj z nami. - poprosiła młodsza gryfonka patrząc prosząco na przyjaciółkę.
- Zostaw ją Ginny. - powiedział Draco kładąc rękę na ramieniu dziewczyny i uśmiechając się przebiegle do brązowookiej. - Jeśli nie che grać, to nie będziemy straszyć jej przegraną. - westchnął teatralnie. - A myślałem, że gryfoni nie tchórzą...
Temperatura w pokoju momentalnie zmalała o jakieś dziesięć stopni.
- Gryfoni nigdy nie tchórzą. - powiedziała Hermiona cichym, sykliwym głosem, piorunując wzrokiem blondyna i chwytając jednocześnie swoje karty. W tym momencie wyglądała naprawdę przerażająco. - A już na pewno nie ja. - dodała jeszcze ciszej.
Draco trochę się zląkł patrząc na to przerażające oblicze.
Usłyszał głos Ginny tuż przy swoim uchu: - Nieźle się wkopałeś. - szepnęła. - Ostatni raz, kiedy Mark Minedburg zarzucił jej tchórzostwo, wysłała go w bezterminową wycieczkę w kosmos. Odtąd Marka nie widzieliśmy.
Chłopak głośno przełknął ślinę.
Hermiona tymczasem spojrzała na przerażone twarze swoich przyjaciół i zrozumiała, że posunęła się za daleko. Nic jednak nie mogła na to poradzić. Nikt nie miał prawa zarzucać jej, że jest tchórzem, zwłaszcza po tym ile przeżyła, ile wycierpiała... nawet dla żartów. Szybko postanowiła obrócić to wszystko w żart. Na jej usta wypłynął lekki uśmiech, a po chwili się roześmiała.
- Żebyście widzieli wasze miny, wyglądaliście, jakbyście się spodziewali, że zaraz was czymś przeklnę. - zaśmiewała się próbując złapać oddech.
- Wow, Miona, to było... straszne... - stwierdził blady jak papier Blaise, ale za chwilę również zaczął się śmiać ze swojej jakże głupiej miny.

Reszta wieczoru przebiegła już w wesołej atmosferze. Wszyscy śmiali się, a radość zapijali alkoholem. Nie było jednego zwycięzcy, każdy wygrywał po kolei.
- Już północ. - stwierdziła po kilku godzinach Hermiona patrząc na swój zegarek.
- Wypijmy za północ! - krzyknął znowu Blaise i korzystając z okazji nalał każdemu jeszcze trochę Whisky.
Zabawa trwałaby pewnie jeszcze długo, gdyby nie pewna sowa, która w pewnym momencie z impetem wpadła przez okno.

________________________________________________________

Po bardzo długim czasie i wielu przeciwnościach losu
w końcu jest nowy rozdział. Wena przy jego pisaniu była
bardzo kapryśna, ale mimo to jestem z niego w miarę
zadowolona :) Mam nadzieję, że będzie już tylko z górki, 
bowiem przed nami kilka kluczowych rozdziałów, w których będzie
więcej akcji i cała historia(miejmy nadzieję) nabierze kolorów.
Następny rozdział postaram się napisać na piątek,
czyli tak jak dotychczas. Dokończyłam dzisiaj ten rozdział
i pomyślałam, po co czekać do piątku? Już i tak się
na czekaliście. I w taki oto sposób rozdział dzisiaj, czyli dzień 
wcześniej :D Mam nadzieję, że się podobało ;)


Nie Normalna




niedziela, 30 sierpnia 2015

To już historia 1

Rygor w magicznym świecie stale rósł odkąd Voldemort doszedł do władzy. Stare społeczeństwo nie potrafiło z tym walczyć, byli wyniszczani cal po calu, aż w końcu stali się posłusznymi pionkami w grze Czarnego Pana. Co prawda istniał jeszcze Zakon Feniksa, który także rósł w siły, ale był wciąż za słaby, aby zaatakować i zmienić szarą i przykrą dotąd codzienność. Życie w Hogwarcie diametralnie się zmieniło. To nie był ten sam zamek, do którego Hermiona zawitała po raz pierwszy jako jedenastoletnia dziewczynka. Zamiast sutych posiłków, na śniadanie, obiad i kolację dostawali suchy chleb, oraz wodę. Przy większych okazjach, aby okazać swoją dobroć na stołach stawiana była również marmolada, sporadycznie kawa. Na zajęciach panowały strikte określone zasady, oraz zaklęcia niewybaczalne. Każde, choćby najmniejsze nieposłuszeństwo było karane Cruciatusem, a nawet śmiercią.
Hermiona wzdrygnęła się na samą myśl o tym wszystkim. Można by było tak wymieniać i wymieniać, ale nic tak naprawdę nie pokarze tej nędzy, w której żyli dzisiejsi czarodzieje. Śmierć była na porządku dziennym, prześladowała ludzi... a może to ludzie prześladowali Śmierć? Bo czy torturowany i męczony człowiek nie błaga, by już go zabrać, nie ma żalu, że ukojenie przychodzi tak późno?
- Cześć. - z zamyślenia wyrwał ją łagodny głos Dracona Malfoy'a.
- Cześć. - odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego ciepło. To on był teraz dla niej ostoją, najlepszym przyjacielem. Kiedy Harry i Ron trenowali się w Zakonie, Hermiona przybyła do Hogwartu. Pozwolono wrócić tutaj mugolakom, a wręcz zmuszano ich do tego, z jednego tylko powodu... żeby ich dręczyć. Hermiona postanowiła, że nie będzie się ukrywać, wróci i stawi czoło wrogowi. I pewnego dnia, kiedy już miała oberwać Cruciatusem, to właśnie Draco wstawił się za nią. I tak właśnie zaczęła się ich przyjaźń, dziwna i niezrozumiała, ale jednak.
- Lepiej ci już? - zapytał blondyn wskazując na jej obandażowaną rękę.
- Tak, przynajmniej nie krwawi. - wyszeptała. - Poszłam potajemnie do Pani Pomfrey. - wyznała gryfonka i spojrzała mu w oczy. Delikatnie ją przytulił.
- Zobaczysz, za niedługo się zagoi. - mówił spokojnie, kiedy po jej twarzy potoczyły się łzy. Potrząsnęła przecząco głową.
- Nie o to mi chodzi.
- To o co?
Brązowowłosa przez chwilę milczała.
- Dlaczego musimy żyć w takim świecie? Co my takiego zrobiliśmy?
- Nie mam pojęcia... nie mam pojęcia. - powiedział cicho i pocałował ją w czubek głowy.
Siedzieli tam, oparci o pień drzewa i przytuleni do siebie.
- Muszę już iść. Mike czeka na mnie w bibliotece. McGonagall poprosiła nas, żebyśmy znaleźli jakieś zaklęcia dla zakonu. - wyjaśniła i zaczęła się podnosić.
- Mogę wam pomóc. - zaoferował się chłopak.
- Nie, nie trzeba. Przecież wiem, że tego nie lubisz. - odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła.
- W takim razie na moście?
- Na moście. - odpowiedziała i ruszyła w stronę zamku.

***

- Gotowa? - zapytał Mike, kiedy rzucili już na siebie zaklęcia.
Biblioteka była najczęściej zamknięta i pilnowana. Tylko raz w tygodniu otwierano ją dla uczniów, ale pozwalano im wejść tylko do jednego sektora, gdzie więcej było książek propagandowych, niż wszystkich innych razem wziętych. Dlatego też gryfonka i krukon musieli się tam włamać. Robili to już wiele razy, ale za każdym razem pozostawał strach, strach przed złapaniem.
- Nigdy nie będę na to gotowa. - wyszeptała Hermiona, ale już po chwili wyszeptała pierwsze zaklęcie otwierające. Mieli szczęście, bo dzisiaj czytelnia nie była strzeżona. Szybko znaleźli wskazanie przez profesor książki i zabrali się do wyjścia.
- Hermiona, co ty robisz? - syknął Mike, który stał już przy wyjściu, a brązowowłosa dalej przeglądała książki. 
- Idź, zaraz cię dogonię. - spojrzała jeszcze raz na regał i spostrzegła interesujący ją tom. Powieść, zresztą jak zawsze. Chwyciła wolumin i wyszła z biblioteki. Zapieczętowała ją z powrotem i ruszyła do wieży gryfindoru. Zobaczyła świeży wyskrobany znak insygni śmierci, który znikł zaraz po tym, jak na niego spojrzała. To znaczyło, że Mike bezpiecznie pobiegł do swojego Pokoju Wspólnego. Odetchnęła. I tym razem im się udało. Weszła spokojnie do Salonu Gryfonów. To tu, oprócz spotkań z Malfoy'em, siedziała najczęściej. Carrowowie i inni poplecznicy Voldemorta nieczęsto tu wchodzili, więc panowała tu raczej przyjemna atmosfera. Poszła do swojego dormitorium i wysłała odpowiednim zaklęciem książki do gabinetu profesor McGonagall. Wróciła do Pokoju Wspólnego. Spojrzała na zegarek i wyjęła ukradzioną powieść. Już miała zacząć ją czytać, kiedy w komnacie zawrzało. Przez dziurę w pod portretem weszło kilku siódmoklasistów, niosąc na rękach małego, nieprzytomnego chłopca. Dziecko drżało lekko. Chłopcy położyli go na podłodze. Hermiona rzuciła książkę i podbiegła do nich. Uklękła przy drugoklasiście.
- Odsuńcie się, on potrzebuje powietrza. - ryknęła do tłumu gapiów. Teraz zwróciła się bezpośrednio do jednego ze swoich rówieśników, którzy przynieśli chłopca. - Co mu się stało Steve?
- Cruciatus... od obu Carrow'ów.
- Za co? - zapytała otwierając powieki malca i patrząc w jego źrenice.
- Mugolak. - wyjaśnił Steve. Nic więcej nie trzeba było mówić. To jedno słowo oddawało przyczynę okropnego stanu dziecka. Nie musiał zrobić nic konkretnego, wystarczyło, że krzywo szedł.
- Dajcie mi okład. - krzyknęła. W czasie, gdy ktoś przygotowywał potrzebne materiały dla Hermiony, ona sama wysłała Patronusa do Draco. Nie chciała, aby chłopak stał w umówionym miejscu bez sensu. Ona i tak się tam nie pojawi. Musiała pomóc temu chłopcu. Miała też cichą nadzieję, że Draco zjawi się tutaj, aby jej pomóc. Draco i Hermiona byli najlepszymi, zaraz po Pani Pomfrey, magomedykami w tej szkole.
I nie myliła się, zaledwie po dziesięciu minutach, gdy tylko zdążyła zrobić chłopcu pierwszy okład, dziura pod portretem znów się otworzyła i wbiegł przez nią zdyszany Draco. Zrzucił swoją marynarkę i klękną zaraz przy Hermionie.
- Co z nim?
- Crucio.
- Dlaczego?
Spojrzał na twarz Hermiony i już wiedział.
- Zrobiłaś mu okład?
- Tak, za kogo ty mnie uważasz? - zaśmiała się lekko. Dotknął czoła chłopca.
- Już jest zimny i nie drga... to dobry znak. - stwierdził. To Draco był specem od zaklęć Niewybaczalnych. Hermiona o wiele lepiej czuła się w leczeniu tak zwanych zwykłych zaklęć i urazów.
- Dalej się nie budzi. - powiedziała twardo, choć łzy cisnęły się jej do oczu.
- To nic, musi odpocząć. Najlepiej będzie, jeśli położymy go do łóżka i damy spać.
Jak powiedział tak też zrobili. Kiedy chłopiec został wyniesiony, Draco przytulił Hermionę. Stali tak wtuleni w siebie. On myślał, a ona łkała w jego koszulę.
- Już dobrze. - szeptał.
- Ja wiem, tylko... to jest takie dołujące... - nie mogła już nic więcej powiedzieć... po prostu nie mogła.
Rozejrzał się po pokoju.
- To co? - uśmiechnął się do niej. - Może jakiś całus w ramach wdzięczności?
Pokręciła głową i zaśmiała się.
- Nie ma mowy Malfoy.
Pomyślał, że nawet z zapuchniętymi od płaczu oczami wyglądała pięknie.
- Nie to nie, ale jeszcze będziesz błagać, o pocałunek. - oświadczył. Zabrał swoją rzuconą w biegu marynarkę, uśmiechnął się jeszcze raz pokrzepiająco w stronę Hermiony i wyszedł. Od razu młodsze dziewczyny zaczęły wzdychać nad boskością Draco Malfoy'a. Hermiona nie chciała ich słuchać. Podniosła z ziemi swoją książkę i zaczęła czytać.

***

Tydzień później wszystko wróciło do normy, a przynajmniej było tak, ja choćby dwa tygodnie temu. Hermiona szła właśnie na śniadanie, kiedy poczuła, że ktoś łapie ją w pasie. Pocałował ją w oba policzki, a ona już wiedziała kto to.
- Cześć Smoku. - powiedziała i uśmiechnęła się. To były jedne z niewielu szczęśliwych, beztroskich chwil.
- Cześć Piękna. - puścił ją i stanął  przed nią. - Po śniadaniu idź do swojego dormitorium. - powiedział cicho. - Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. - mrugnął do niej i wszedł do Wielkiej Sali. Hermiona tylko wywróciła oczami. Co on znowu wymyślił?
Ale jak powiedział, tak też zrobiła. Zjadła szybko swoją lichą porcję chleba i ruszyła do swojego pokoju. Ledwo tam weszła, a wbiegł i Draco.
- No więc co chcesz mi takiego ważnego przekazać?
- Nawet nie uwierzysz co odkryłem. - zapadła chwila ciszy, a Hermionę aż rozsadzała ciekawość. - Carrow'owie wcale nie dostają chleba z wodą. Oni mają iście królewskie posiłki! - wykrzyknął.
- Co ty bredzisz. 
- No tak! Nie zastanowiło cię nigdy, dlaczego nie przychodzą na posiłki? To jasne! Bo mają swoje, w swoich komnatach, złożone z rzeczy, dla których inni by się pozabijali.
Hermiona zastanowiła się. Faktycznie, jak teraz o tym myślała, mogła to być prawda. Nawet nie pytała Malfoy'a skąd o tym wiedział. Każdy miał swoje źródła i niech tak pozostanie.
- Ale co w związku z tym? - zapytała w końcu, ale już znała odpowiedz.
- Co powiesz na małą kradzież? - zapytał chłopak z błyskiem w oku, ale i on znał już odpowiedz.

***

Po dwóch dniach obserwacji dormitoriów obu Carrow'ów, spotkali się na moście. To było ich miejsce spotkań.
- Wychodzą mniej więcej w tym samym czasie. Myślę, że najlepiej będzie zrobić to rano we wtorek. - zaproponował Draco siedząc na barierce. Pod nim szumiała woda, a przed nim stała dziewczyna jego marzeń.
- Tak... - odparła w zamyśleniu Hermiona. - Myślę, że to dobry pomysł, ale i tak uważam, że nie możemy siedzieć tam dłużej niż dziesięć minut.
- Wchodzimy, odnajdujemy żarcie, spadamy. - podsumował ślizgon i ześlizgnął się z barierki.
Razem ruszyli do zamku szturchając się nawzajem i wpadając w zaspy. Weszli do Sali Wejściowej i od razu napadł ich Blaise, najlepszy przyjaciel Draco.
- Boże, Smoku, stary, wszędzie cię szukałem. - powiedział zdyszany.
- Co się stało Diable.
- A nic, po prostu chciałem cię znaleźć. - ślizgon wzruszył ramionami.
Po chwili ciszy, kiedy szli korytarzem dodał jednak.
- Wiecie, że na piątym piętrze zostały znalezione ciała kilku trzecioklasistów? Oberwali naprawdę jakąś mocną klątwą. - powiedział cicho.
Draco zacisnął dłonie w pięści.
- Dlaczego mnie nie wezwaliście? - zapytał bardziej z żalem niż gniewem, ale chyba spodziewał się odpowiedzi.
- Nic nie dało się już zrobić. - prawie wyszeptał czarnoskóry chłopak. - Zostali znalezieni martwi.
Dalej szli w milczeniu. W myślach Hermiona modliła się za te Bogu ducha winne dzieci. Ale nie uroniła ani jednej łzy. Nie było na to czasu.
Nawet nie zorientowała się, kiedy doszli do portretu Grubej Damy.
- To do jutra rano. - rzuciła do nich i weszła do Salonu Wspólnego.

***

Hermiona:

Następnego dnia rano, Draco i ja spotkaliśmy się w Sali Wejściowej. Postanowiliśmy, że zrobimy kradzież dopiero po śniadaniu, żeby nie było podejrzeń, choć i tak wątpiłam, żeby Carrow'owie zauważyli braki w zapasach. Razem weszliśmy na posiłek i skierowaliśmy się do swoich stołów. Usiadłam na swoim miejscu i spojrzałam na swój chleb. Nic nowego. Jeszcze raz spojrzałam na mój talerz, żeby przyjrzeć się swojej szarej rzeczywistości. Nędzy.
Spojrzałam w bok. Koło mnie siedziała mała, wychudła dziewczynka i przerażonym wzrokiem wpatrywała się w ostatni kęs swojego chleba i wielkim wysiłkiem woli oderwała mały kawałek i schowała go do kieszeni mundurka. Zapewne dla chorego brata, albo kolegi. Przeniosłam wzrok na mój posiłek i podałam go jej.
- Weź. - powiedziałam do niej, kiedy patrzyła swoim wylęknionym wzrokiem na moją twarz.
Wyciągnęła swoją chudą rączkę i wzięła podarek. Oderwała mały kawałek i włożyła go do buzi z ulgą. Resztę schowała do mundurka. W jej oczach zabłysła wesoła iskierka. 
- Dziękuję. - wyszeptała. Podniosła się z ławki i ruszyła w stronę wyjścia.
Wypiłam wodę, a gdy zobaczyła, że Draco wstaje i wychodzi, sama również odeszłam od stołu.
Szliśmy korytarzem drugiego piętra. Dzwonek już zadzwonił. Carrow'owie mieli teraz lekcje, a my okienko. Zatrzymaliśmy się na rozdrożu.
- Pamiętasz nasze ustalenia? - zapytał mnie Draco.
Kiwnęłam głową.
- Zabieraj tyle ile się da. - powiedziałam do niego i ruszyłam swoim korytarzem. 
- Hermiona. - krzyknął za mną, a ja się odwróciłam. - Będzie dobrze. - powiedział.
Przytaknęłam głową zbyt zdenerwowana, żeby cokolwiek powiedzieć. On dobrze wyczuł mój nastrój. Może wyglądałam na opanowaną i pewną siebie, ale w środku trzęsłam się jak osika. Nawet nie chcę myśleć, co by czekało mnie, a tym bardziej Draco, gdybyśmy zostali przyłapani w dormitorium nauczycieli i to tych na służbie Voldemorta. I wtedy pomyślałam o tej dziewczynce, której dzisiaj oddałam swój posiłek. Teraz nie miałam już zahamowań.
Otrząsnęłam się i stanęłam cztery metry od drzwi. Ja miałam zająć się pokojem Alecto. Rzuciłam na siebie zaklęcie niewidzialności i ruszyłam przed siebie. Wszystko szło łatwo. Na Drzwiach nie było skomplikowanych zaklęć. Dostałam się do środka bez większych przeszkód. Zawsze wiedziałam, że Carrow'owie są tylko ślepymi przygłupami, bezmyślnie wykonującymi rozkazy.
Rozejrzałam się po pokoju, a kiedy upewniłam się, że wszystko jest w porządku, zdjęłam z siebie zaklęcie niewidzialności. W pierwszym pokoju nie było zbyt wielu interesujących rzeczy. Kanapa, dwa fotele, stolik, kilka wypitych butelek whisky i biurko... tak biurko...
Wiedziałam, że nie powinnam, ale pokusa sprawdzenia co Alecto ukrywa przed światem była zbyt wielka. Na palcach podeszłam do wielkiego mahoniowego biurka i otworzyłam po kolei wszystkie szuflady. Prześlizgiwałam się wzrokiem po oficjalnych listach od Czarnego Pana, i innej korespondencji naszej Pani profesor. Było tam też kilka fotografii i starych dokumentów. Zrobiłam kilka kopii co bardziej interesujących papierów. W najniższej szufladzie biurka znalazłam jednak coś, co bardziej skupiło moją uwagę.
Leżało tam wiele teczek z imionami i nazwiskami poszczególnych uczniów. Niektóre były pokreślone czerwonymi liniami i już po chwili zorientowałam się, że są to akta uczniów, którzy umarli, albo zniknęli w nie wyjaśnionych okolicznościach. Szybko odnalazłam akta Draco i zajrzałam do nich pośpiesznie. Musiałam mieć pewność, że o nic go nie podejrzewają. Spojrzałam zlękniona na zegarek. Z Draconem ustaliliśmy, że nie możemy spędzić w dormitorium więcej niż piętnastu minut, tymczasem ja sprawdzałam biurko już dziesięć.
Zrobiłam kopie bardziej interesujących mnie akt i ruszyłam do następnego pokoju. To, co zobaczyłam, przerosło moje najszczersze oczekiwania. W komnacie ustawiony był wielki stół, przy którym zmieściłaby się cała rodzina wielopokoleniowa. Ława aż uginała się pod naporem jedzenia, wielkich pucharów i talerzy. Przez chwilę miałam upiorną myśl, czy może do sypialni Alecto nie przychodzą zjeść jednocześnie wszyscy śmierciożercy w szeregach Czarnego Pana! W mgnieniu oka przetransmutowałam jeden z pucharów w wielki wór i zaczęłam napychać do niego jedzenia. Byłam wdzięczna losowi za to, że skrzaty domowe najwyraźniej spóźniały się dzisiaj z posprzątaniem po śniadaniu.
Kiedy wór był już napchany po same brzegi, pomniejszyłam go i wrzuciłam do torby na ramię, którą przyniosłam ze sobą. Na szczęście potraktowałam ją wcześniej zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym, więc mogłam i do niej wrzucić jeszcze trochę jedzenia. Rozejrzałam się jeszcze po pokoju i mój wzrok napotkał niewielki barek. Spojrzałam nerwowo na zegarek. Została mi nie cała minuta, ale nie mogłam się powstrzymać od nagięcia trochę czasu. Dzięki temu alkoholowi mogłabym sprawniej usuwać niektóre rany i tworzyć nowe eliksiry, które były coraz bardziej potrzebne, i było ich coraz mniej. Pośpiesznie zaczęłam pakować butelki do torebki, uważając, żeby nie zgniotły jedzenia i nie rozbiły się. Kiedy skończyłam, rzuciłam się do wyjścia. Szybko nałożyłam na siebie zaklęcie niewidzialności i otworzyłam lekko drzwi, żeby upewnić się, że nikogo nie ma na korytarzu. Wypadłam na korytarz, zabezpieczyłam drzwi ochronnymi zaklęciami, które były nałożone już wcześniej i popędziłam korytarzem do miejsca, w którym miałam spotkać się z Draco. Już wiedziałam, że będzie zły, w końcu musiał się bardzo denerwować moją przedłużającą się nieobecnością. Wiedziałam jednak, że to wszystko wynagrodzi mu łup, jaki dzisiaj zdobyliśmy. Zdyszana wpadłam do pustej klasy, gdzie mieliśmy się spotkać i ściągnęłam z siebie zaklęcie.
- Do jasnej cholery, gdzieś ty była! - usłyszałam zdenerwowany głos blondyna tuż za sobą. Zacisnęłam oczy i odwróciłam się niepewnie.
- Och, daj spokój, trochę się spóźniłam. - powiedziałam nonszalanckim tonem, ale to nie złagodziło furii w jego oczach.
- Trochę... tro... trochę?! Nie było cię ponad pięć minut! Już miałem iść do dormitorium Alecto spróbować cię ratować!
- Nic takiego się nie stało. - spuściłam głowę i podeszłam do niego. - Musiałam sprawdzić, czy wszystko jest okej, czy nic na nas nie mają. - powiedziałam i spojrzałam mu w oczy. - Tam było biurko, a w biurku akta... kilka listów... pokusa była zbyt wielka...
Widziałam jak gniew w jego oczach słabnie. Zawahał się na chwilę, ale po chwili, jakby z lekkim oporem, przytulił mnie, a ja wtuliłam się w niego ufnie.
- Musisz bardziej uważać. - powiedział do mnie. - To nie są ludzie, którzy przebaczają. - wyszeptał mi do ucha drżącym głosem, a ja poczułam na swojej głowie łzę. Palącą i słoną. To był jedyny raz, kiedy widziałam Dracona Malfoy'a płaczącego. Nie dane mi było oglądać tego widoku już nigdy więcej.