Draco i Hermiona siedzieli w swoim stałym miejscu, na moście, obok wielkiego, starego dębu na skraju puszczy. Brązowowłosa czytała właśnie w skupieniu potężną książkę, a Draco posyłał w stronę strumienia pod nimi coraz to nowsze serie kamieni, raz po raz zerkając na szatynkę siedzącą u jego stup, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno nic jej nie jest.
W końcu dziewczyna zamknęła księgę i spojrzała na chłopaka. Podniosła się i oparła się lekko o barierkę obok niego. Kamień zamarł w ręku blondyna.
- Severus nie jest ze mnie zadowolony. - wyznał w końcu, przymykając lekko oczy, jakby próbował odpędzić od siebie jakąś wyjątkowo przykrą myśl.
- Skąd to wiesz?
- Sam mi to powiedział.
Szatynka uniosła brwi i odwróciła do niego głowę, ale Ślizgon pokręcił głową, dając jej znać, żeby nie drążyła tematu. Stali tak chwilę w ciszy, aż znów odezwał się chłopak.
- W sumie chrzanić Nietoperza - zaśmiał się. - Mów lepiej jakie książki udało ci się zwinąć z biblioteki biszkopciku.
Hermiona zaśmiał się szczerze. Tylko Draco tak ją nazywał.
- Ja... przecież takie milutkie dziewczynki jak ja nie kradną. - zaprotestowała z niewinną miną, ale chłopak nie dał się zwieść.
- Musisz je dobrze ukrywać - powiedział poważnie ważąc w ręce ogromny tom. - Gdyby coś ci się stało...
- Jeszcze nie zamierzam umierać. - zażartowała zabierając mu książkę i pakując ją z uśmiechem do torby.
Zaśmiał się.
- Wyślij mi zaproszenie w razie zmiany planów.
Takie żarty były bardzo popularne w ostatnim czasie w Hogwarcie, zwłaszcza wśród uczniów ostatnich klas. Nikt nie wiedział czy jutro nie straci życia, a najlepszą metodą na nie zwariowanie z niepokoju było obrócenie wszystkiego w żart. Tak właśnie wyglądał cichy sprzeciw uczniów szkoły magii wobec terroru Voldemorta.
- Jak bym w ogóle śmiała cię nie uwzględnić! - zaśmiała się przybierając na pozór poważny wyraz twarzy. - Osobiście kazałabym napisać na twoim zaproszeniu: Dla Dracona, człowieka, który utknął w tym samym gównie co ja.
Draco wybuchnął śmiechem.
- Co w takim razie powiesz na przedśmiertnego buziaka?
- Oooo ty, przejrzałam twoje plany! Chcesz mnie przeciągnąć na złą stronę! Mnie, niewinną, bezbronną dziewczynkę! - spojrzała na niego spod pół przymkniętych powiek. - Ale w sumie... co mi tam!
Nachyliła się do niego szybko, a Ślizgonowi zaświeciły się oczy. Już miał dotknąć wargami jej ust, kiedy szybko przechyliła głowę i cmoknęła go w policzek. Zerwała się ze śmiechem i zaczęła uciekać. Blondyn siedział jeszcze przez chwilę w szoku dotykając jeszcze ciepłego miejsca na swoim policzku, po czy także się podniósł i rzucił w pogoń za dziewczyną.
- Nie uciekniesz mi biszkopciku na tych swoich krótkich nogach! - zawołał za nią przyśpieszając, a do jego uszu dotarł radosny pisk.
Dogonił szatynkę i złapał ją od tyłu. Upadli razem na zieloną trawę, a on przetoczył się tak, że zawisł nad Gryfonką oparty na rękach. Hermiona próbowała się wyrwać ze śmiechem, a kiedy uznała, że to bezsensowne, spojrzała na niego z uśmiechem na ustach i rumieńcami na policzkach od wysiłku.
- I cóż teraz ze mną zrobisz? - zapytała teatralnie dramatycznym tonem.
- Jesteś strasznie denerwująca, wiesz?
- Idź do sklepu i poproś o nowy model - odparła znawczo. - Powiedz, że potrzebujesz mniej niesfornej przyjaciółki.
Uśmiechnęła się szeroko. Prychnął. Na twarzy miał uśmiech, ale w jego oczach można było dostrzec głęboko skrywaną tęsknotę, żal i niezmierzoną miłość. Kąciki jego ust drgnęły ku górze.
- Chyba tak zrobię. - oznajmił i bez ostrzeżenia opadł na jej wątłe ciało, tym samym przygniatając wciąż śmiejącą się dziewczynę.
***
Wrócili do szkoły i od razu skierowali się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Jak najciszej przedostali się na siódme piętro i chwilę później stali już przed portretem Grubej Damy.
- Kajmakowa Tarta. - powiedziała Hermiona i razem z Draconem przeszli przez obraz.
W szkarłatno złotym salonie jak zawsze było tłoczno i panował gwar. Prawie nic nie zmieniło się tu od czasu, kiedy pierwszy raz przekroczyła jego próg... poza tym, że wtedy towarzyszyli jej Harry i Ron, a teraz szła ramię w ramie z Draco Malfoy'em, przez co w ich stronę wciąż odwracał się wiele głów. Prawdą jednak było, że Ślizgon stał się już stałym bywalcem w wieży gryfonów. Na początku wiele osób wzdragało się przed wpuszczeniem wroga na swoje terytorium, ale pod naciskiem Hermiony i oni nauczyli się tolerować blondyna.
Hermiona zdjęła przemoczony płaszcz i położyła go przed kominkiem, po czym usiadła na pobliskim fotelu. Draco zrobił to samo, tyle że on postanowił usadowić się na podłodze pod szatynką, plecami do kominka. Trwali tak, we względnej ciszy. Gryfonka rozmyślała o czymś intensywnie, a Ślizgon bawił się bezwiednie srebrną zawieszką zawieszoną na szyi.
- Na pewno nie jest ci zimno? - zapytała po dłuższej chwili dziewczyna patrząc na blondyna z troską w oczach. - Mogę przynieść ci ten t-shirt, który ostatnio zostawiłeś.
Chłopak spojrzał na swoją przemoczoną bluzkę i machnął ręką.
- Nie trzeba, zaraz się wysuszy.
- W sumie i tak miałam ci go oddać.
- Niech zostanie u ciebie. Może jeszcze się kiedyś przyda. - powiedział i mrugnął do niej łobuzersko, za co dostał po głowie.
- Czy ty naprawdę nie umiesz być choć chwilę poważny? - zapytała ze śmiechem i rozejrzała się dookoła, żeby zobaczyć, czy ktoś jeszcze usłyszał ich wymianę zdań.
Aż niedobrze jej się robiło, kiedy widziała te wszystkie maślane oczy wlepione w Malfoy'a. Że też tym wszystkim dziewczyną zależy tylko na jednym. Prawda, Draco był przystojny, ale żeby od razu robić z niego jakiegoś boga, to chyba lekka przesada!
- Wiesz, że te wszystkie dziewczyny tylko czekają żebyś zaciągnął je do łóżka? - zapytała wyrywając go z zamyślenia.
Rozejrzał się dookoła i wzruszył ramionami.
- Wiesz, że one mnie nic nie obchodzą.
- Wiem, wiem. Czekasz na tę swoją tajemniczą wybrankę, która jest wśród nas, ale o której jeszcze nic mi nie opowiedziałeś.
Zaśmiał się.
- Uwierz mi, znasz ją lepiej niż ja.
Zamyśliła się na chwilę.
- Słuchaj, jeśli to któraś z gryfonek, to mogę cię przedstawić...
- Nie - powiedział z naciskiem wpatrując się w ogień. - Jeśli mamy być razem ona sama musi to zauważyć.
Nie odpowiedziała nic, tylko usiadła razem z nim na podłodze i wtuliła się w niego mocno. Razem patrzyli w buchający coraz wyżej ogień.
***
- McGonagall oczekuje od nas czegoś niemożliwego. - brunet oparł łokcie na stole i spojrzał Hermionie prosto w oczy. - Ale nie mamy wyboru. Mówi, że to ostatni element układanki.
- Rozumiem. Jaki mamy plan, Mike?
Przetarł dłońmi oczy.
- Działamy jak zawsze. Niestety Carrowowie chyba czują, że coś się święci i coraz częściej patrolują bibliotekę. Ten wolumin jest w starym dziale Ksiąg Zakazanych. Dodatkowo jest chroniony zaklęciami, aby nikt naszego pokroju nie spróbował się do niego dobrać.
Uśmiechnęła się łobuzersko.
- Ale my damy radę?
- Dokładnie.
Chwila ciszy.
- Kiedy?
- W swoim czasie. Na razie musimy się przygotować, dokładnie to przemyśleć i zaplanować i dowiedzieć się trochę więcej o tej książce.
***
Krew, dużo krwi. I szkło. Dużo szkła.Kocham Cię. To chciał powiedzieć za każdym, być może ostatnim razem, kiedy znajdowali się w takiej sytuacji. Ale mimo tego, jak zawsze z jego ust wyszło tylko:
- Potrzebujemy więcej bandaży Hermiono!
Spojrzała na niego bezradnie, umazana czerwoną cieczą. Ale to przecież nie jej krew- pomyślał. - Nie masz się czego obawiać, nic jej nie jest.
- Musimy go stąd zabrać Draco. Jeśli Carrowowie przyjdą zobaczyć co się tu dzieje...
- Ale on zaraz się wykrwawi! Zresztą oni dobrze wiedzą co się tu dzieje! Pewnie nie gorzej orientują się nawet kto to zrobił. Po prostu rób swoje Hermiono.
Kiwnęła głową i zaczęła rzucać na krwawiącego chłopca skomplikowane zaklęcia. Draco patrzył na nią chwilę jak zahipnotyzowany dopóki przyniesione bandaże nie stuknęły go w głowę. Otrząsnął się i zaczął nimi owijać rany oczyszczone przez zaklęcia Hermiony.
Znajdowali się na błoniach. Wiał lekki wiatr, od którego kołysały się drzewa, a słońce chyliło się ku zachodowi. Wspaniała sceneria do pięknego, długiego życia. Można by się było zestarzeć patrząc na krajobraz tego miejsca. Ale rzeczywistość była brutalna. Otóż coś makabrycznego burzyło spokój. Trawa nie była zielona, a szkarłatna od posoki. A nad umierającym chłopcem klęczało dwoje ludzi.
- Jak to się stało? - dobiegło pytanie z niewielkiego tłumku gapiów patrzących na tę scenę.
Ktoś równie anonimowy odpowiedział na nie.
- Po prostu wypadł z okna. Miał szczęście, że ktoś tu był i złagodził upadek zaklęciem.
- Nie wieżę, że od tak oparł się o szybę i zleciał.
- Nikt w to nie wieży. Ale tak to już jest, że czasami ludzie po prostu znikają.
Hermiona wykończona otarła ręką czoło. Draco jako tako owinął rany chorego i oboje z Hermioną spojrzeli na siebie.
Chciał ją pocałować, żeby łzy lecące po jej policzkach nie skapywały na ziemię, ale wiedział, że się nie zgodzi. Obiecał sobie, że już więcej nie zapyta.
- Już po wszystkim. - powiedział więc tylko.
***
- To bardzo śmieszne. - stwierdziła nagle Hermiona siedząc oparta o tors Draco w cieniu wielkiego dębu.- Co cię bawi?
- Ten żart, który mi wczoraj opowiedziałeś. Uważam, że był śmieszny.
Przewrócił oczami.
- Jesteś niemożliwa. Znam tylko jedną osobę która bawi mnie jeszcze bardziej niż ty, a jest nią Diabeł.
- Mam nadzieję, że to był komplement.
- Absolutnie.
Siedzieli w ciszy, Draco obmyślał nową taktykę na następny mecz Quidditcha bezwiednie głaszcząc ramię opartej o niego Hermiony, a dziewczyna w zamyśleniu czytała nowego Proroka.
- Twój ojciec się wypowiada. Mówi bardzo ciekawe rzeczy.
- Mhm.
- "Plotki, jakoby ministerstwo na siłę wysyłało niepełnoletnich mugolaków do Hogwartu, są wyssane z palca i otoczone stekiem bzdur. Do Szkoły Magii i Czarodziejstwa wracają tylko uczniowie chętni do dalszej nauki. Oczywiście są tam na nich nakładane swego rodzaju... represje jako na osoby nie mające prawa do magii...". Swego rodzaju represje. Takie jak kary cielesne i publiczne traktowanie Cruciatusem? O to Panu chodziło?
- Hermiono?
- Co?
- Wyświadcz mi przysługę i nie czytaj tych głupot.
Poruszył się niespokojnie a ona na niego spojrzała.
- Sądzę, że ojciec podtruwa moją matkę. - wyznał. - Kiedy byłem tam ostatnio wyglądała... wyglądała po prostu strasznie Hermiono. Jak nie moja dostojna, dumna i piękna matka.
- Może po prostu choruje Draco. Przecież on nie mógłby...
- Mógł, może i będzie mógł. Listy które do mnie pisze... Pisze, że źle się czuje, że ojciec podaje jej jakieś herbatki na wzmocnienie. A jej pismo, tak bardzo trzęsą jej się ręce, że ledwo mogę odczytać co tam jest napisane. - zamknął oczy i przełknął ślinę. - Ale nie powinienem ci tego mówić. Ty tak wiele poświęciłaś... Boże, martwię się o własnych rodziców, a to przecież twoim grozi tak wielkie niebezpieczeństwo.
Rzuciła się na niego i przytuliła go najmocniej jak umiała.
- To nic Draco. Po to tu jestem żeby cię wysłuchać. Znajdziemy sposób, żeby uratować twoją matkę, a kiedy będzie po wszystkim to wtedy znajdziemy i moich rodziców. Damy radę. Jesteśmy razem przeciwko całemu światu. Nic nie może nas powstrzymać.
Siedzieli tak, przytuleni, snując plany na daleką przyszłość. Ona myślała o wspaniałej podróży ze swoim najlepszym przyjacielem, o tym, że kiedy wszystko się skończy, to oboje ułożą sobie normalnie życie, że będę razem podbijać świat, a on widział ich pod tym samym starym dębem, przytulonych tak jak teraz, z identycznymi srebrnymi obrączkami na rękach i wspaniałym życiem z sobą. Widział jak ona mówi mu, że go kocha, a on stawia świat na głowie żeby była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Widział wspaniałego chłopczyka o kręconych, blond włosach.
Oboje byli w tym momencie nieśmiertelni. Dwoje ludzi przeciw światu.
***
Długo mi zeszło dokończenie tego rozdziału, a mam do napisania jeszcze jeden lub dwa do tej historii, więc... do następnego?